Ten post dotyczy Bjork w ogóle, a nie ostatniej płyty (ktorej jeszcze nie słyszałem, ale z pewnością to nadrobię):
Dla mnie Bjork to między innymi jęki, piski itp. I właśnie dlatego ją lubię! Nie szukam w muzyce jakiejś przepięknej melodyki, pulsującego bitu, poweru (co nie znaczy, że taki sprecyzowany cel jest zły), niczego. Niczego nie oczekuje od muzyki, a jedynie "komunikuję" się z autorem poprzez dźwięki i teksty, współtworząc wrażenia za pomocą wyobraźni. W zasadzie dzięki tej wyobraźni może mi się nawet Britney Spears spodobać, ale im przekaz muzyczny będzie bardziej szczery, jedyny w swoim rodzaju, tym emocje i kontakt będą silniejsze. Oczywiście, w takim razie można powiedzieć, że jakiś pseudo-muzyk może sobie zacząć pierdzieć do mikrofonu i potem okarze się, że to wielka sztuka, bo można za pomocą wyboraźni doznać, nie wiem, Katharsis na ten przykład. Oczywiście, można, indywidualna sprawa. Ja uważam, że o ile dźwięk pierdzenia mógłby być fascynujący przez parę seukund lub nawet przez jeden utwór, to później stałby się nurzący. Jednak w przypadku Bjork muzyka jest bardziej złożona. Nie słyszałem jednego jej utworu w całości opierającego się na stękaniu i jęczeniu. Przepiękne elektroniczne (i nie tylko - pełno przecież tam żywych instrumentów) podkłady składającego się z multum dźwięków, od szumów i szelestów, poprzez przesterowane, niemalże industrialowe "bum!", aż po patetyczne skrzypki nie są na dalszym planie, ale są integralną częścią utworów. Zresztą o samym głosie można powiedzieć więcej niż jak o piskach i jękach. Jest on idealnie sprzężony z tekstem i podkładem, a melodyka mimo wszystko znajduje się gdzieś w głębi, jako trzon całego wokalu, obudowany czymś na kształt gry aktorskiej; gdy np w Cocoon słyszymy coś, co przypomina sapanie, wiadomo, że chodzi tu o stosunek płciowy. Gdy emocje się nasilają, jej głos przechodzi w krzyk, gdy emocje słabną stają się cichym szeptem, czasem nawet przechodząc w pewnego rodzaju drżące łkanie. Można podejść do tego jak do słuchowiska nawet. Tylko nie mówcie, że Bjork podchodzi do mikrofonu, jęczy i już ma płytę.
Ta muzyka nie jest łatwa.
Porównania z industrialem są tu jak najbardziej na miejscu. Posłuchajcie sobie co wyprawiają ze swym głosem Blixa Bargeld albo Genesis P Orridge. NIN rzadko kiedy ma coś wspólnego z industrialem. Pełno u niego Starsuckersów czt innych Sucków, które są po prostu mocnym, nawet fajnym, rockiem. Niebezpiecznie zbliża się do industrialu w paru utworach, co nie znaczy, że ... zresztą weź sobie "the 1st annual of Throbbing Gristle" i przesłuchaj, a od razu poczujesz różnicę.