To anime nie można ale trzeba zobaczyć gdyż to już przecież klasyka.
Szczerze? Mnie guzik obchodzi klasyka. Gdybym miał czytać i oglądać wszystko, co jest powszechnie uważane za klasykę – nie tylko jakiegoś tam gatunku, ale tę ogólną też – to nie starczyłoby mi czasu na to, co aktualne.
Pewnych klasycznych dzieł po prostu nie łyknę, bo do mnie nie trafiają. Wystarczy mi, że wiem, o co w nich biega, znam problematykę itd. Dzięki temu przynajmniej w ograniczonym stopniu mogę ocenić ich wpływ na to, co było potem.
Oczywiście, że lepiej jest nie kastrować utworu streszczeniami czy fragmentami, tylko przyjrzeć mu się osobiście, jednak nie mam aż tyle czasu, by go na wszystko poświęcać. A, niestety, wolę FLCL od Akiry. Do tego ostatniego w końcu usiądę, ale teraz wolałem Furi Kuri.
I nie można do tego podchodzić tak płytko gdyż anime tego typu mają dwie warstwy. Jedna to właśnie to wszystko co bezpośrednio widać i ma szokować, przyciągać do ekranu lub inne tego typu zadania spełniać a ta druga to wewnętrzne rozterki bohaterów, ich przemyślenia i sposoby walki z losem.
Jasne, rozumiem. Pierwszą warstwę jestem w stanie olać, nawet jeśli mnie drażni i absolutnie niczemu – poza fan servicem – nie służy, o ile tylko druga mnie zachwyca. A w EL właśnie ta druga do mnie nie przemawia. Ni cholery.
Po prostu w porównaniu z takim FLCL czy innym NGE te "wewnętrzne rozterki bohaterów" wydały mi się płytkie i niezbyt realistyczne. Może jestem ograniczony, ale do mnie ich postawy nie przemawiają. Nie rozumiem ich, wydają mi się sztuczni niczym brwi kapitana Amarao. Kropka.
Jeżeli komuś podoba się trzepnięta Lucy/ Nyū oraz Kōta z hordą panienek – droga wolna. Ale do mnie to nie trafia. Jak ma zachwycać, skoro nie zachwyca? Dla mnie to jest nierealistyczne i głupie. No i gdzie w EL jakiś morał?
Pisałem już wiele razy że należy na to anime patrzeć w mniej ograniczony sposób a dosłownie każda osoba która je skrytykuje to patrzy na nie w ograniczony sposób i chrzani tylko o przemocy, nagości i krwi co jest cholernie nudne.
Guano prawda, Anfanie. Przemoc? Woda na mój młyn, nie mam nic przeciwko latającym, hehehe, członkom. Nagość? (a propos członków) A proszę bardzo! Uważam, że nie ma nic piękniejszego od ludzkiego ciała, więc należy je pokazywać! I co, już nie jestem nudny i ograniczony?
Tyle że aby jakieś dzieło mi się podobało, musi być coś jeszcze. Najlepiej, aby przemoc, nagość itd. były sfunkcjonalizowane, zgodne z konwencją, tak jak przemoc w Hellsingu czy brzydota w turpizmie, ale jeśli drugie dno jest ciekawe – to niech i forma będzie byle jaka, olać to.
Problem w tym, że to drugie dno w Elfen Lied zupełnie do mnie nie trafia. Byłbym je w stanie zaakceptować jako komedię, a idiotyzm bohaterów podporządkować konwencji (vide Yami no Matsuei), ale to jest seinen, z założenia poważny, smutny i głęboki jak Rów Mariański. Z założenia. Bo w praktyce wiele elementów do tego nie pasuje.
Po prostu nie potrafię uznać głębi utworu, jeśli podczas zapoznawania się z nim mam wrażenie, że autorzy uważają mnie za idiotę
Pozdrawiam serdecznie.
A.