No bo,bedąc szczerym to i Daudi Baldrs, i Hlijdskaff, to technicznie raczej kupa... Ale nie byle jaka kupa. Kupa niezwykle intersująca bym powiedział. Varg każdej piosence pzypisał fragment pewnego nordyckiego mitu, a wspomniana muzyka stanowi piękny i adekwatny do treści podkład. A jesli chodzi o walory sticte muyzczne to co do ,,Daudi..." to naprawdę nie lubię tej płyty, bo została nagrana w midi, czyli dźwieki są płytkie i denerwujące, i płyta po prostu jest brzydka. Za to Hlijdskaff to naprawdę miła reklasująca muzyczka której można posłuchać przed snem... Warto również zwrócić uwagę na historyczne znaczenie tych płyt. Są one mianowicie jednym ze sztandarowych przykładów zmian zachodzących na scenie blackowej w połowie lat 90tych. Wielcy artyści grający muzykę skrajnie agresywną, nagle zaczynają tworzyć jej zupełne przeciwieństwo. Poza Vargiem, mamy również wspomnianego przeze mnie wyżej Ildjarna, Mortiisa, czy Fenriza. A o ile mi wiadomo, wielu artystów blacku przeżywało wówczas fascynację taką muzyką ,,relaksacyjną" :].