Rewelka , dawno sie tak nie bawilem momentami bylo cichutko , lecz czesciej cala sala grzmiala smiechem doslownie
WTF? Ja tam ani razu się nie zaśmiałem (no, może się uśmiechnąłem w scenie rozmowy Dwighta z martwym Raffertym) - tak samo jak przy czytaniu komiksu zresztą. IMO to zupełnie inny rodzaj zabawy konwencją (czytaj: krwią i brutalnością), na przeciwnym biegunie niż Pulp Fiction, gdzie był śmiech pełną gębą
(Kill Bill był gdzieś po środku, tam co najwyżej półuśmieszki)
fakt,ale kilka razy te wierne oddawnaie komiksowej atmosfery troche zgrzytnelo,miedzy innymi gdy marva potraca samochod a on wtedy zachowuje sie jak postac z kreskowki
True, to rzeczywiście była lekka przesada
ale ogolnie film rozwala na kawalki,szczegolnie epizod z willisem,najbardziej noirowy \m/
Jasna sprawa. "Ten żółty drań" to zresztą mój ulubiony odcinek Sin City - rozkłada na łopatki!
Tyle, że... muszę powiedzieć, że odrobinę się rozczarowałem Willisem. Początek filmu znakomity (kiedy uderza swojego partnera), ale końcówka to ciągle ta sama mina i kiedy powinno być widać zawziętość, nienawiść, determinację - widzimy tylko skwaszoną minę zmęczonego starego (i to nawet nie do końca - jakoś Willis nie kojarzył mi się z ponad-60-latkiem) człowieka - fakt, Hartigan był taki, ale przecież nie w momencie kiedy kilka razy wygrywał z samym sobą i ratował Nancy... a przynajmniej ja to inaczej odbierałem w komiksie.
Hmm... po chwili zastanowienia, muszę stwierdzić, że o ile "Krwawa jatka" z tych trzech najmniej mi się podobała jako komiks, to w filmie naprawdę kopie - drapieżna kotka Rosario Dawson i stojący obok zgorzkniały Clive Owen powatarzający "moja walkiria"... dobre!
Co poza tym z aktorstwa? Większość jest dokładnie taka jak powinna być.
Marv Mickiego Rourka jest brzydki, wielki, twardy. Nancy Jessicy Alby piękna i pociągająca. Kevin Elijaha Wooda dziwaczny i przerażający. Kardynał Roark Rutgera Hauera szalony i potworny. Gail Rosario Dawson piękna i ostra. Rafferty Benicio del Toro cwaniakowaty i zgrywający twardziela (btw: koleś ma świetny głos jak mamrocze
). Manute Clarke'a Duncana wielki, tajemniczy i... wręcz identyczny jak w komiksie...
Z kluczowych postaci, nie do końca podobał mi się Hartigan Willisa i Goldie Jamie King (wyobrażałem sobie ją ładniejszą - prawdziwego anioła
)
Pomysł filmu - przeniesienie "żywcem" kadrów z komiksu sprawdził się znakomicie - nie wiem czy to zaleta komiksu Millera czy umiejętnego przeniesienia na ekran przez Rodrigueza, ale film wygląda świetnie! Zachowuje całą magię komiksu, wierność fabule i klimatowi, a przy tym dobrze sprawdza się jako film - dla odbiorców nie znających komiksu (tzn. przy odrobinie tolerancji na pewną nietypowość formy - typu kontury, albo "kluczowość" kolorów - świetna sprawa, tak na marginesie, doskonale wykorzystane).
Co jeszcze można dodać... Dla fanów komiksu - obowiązkowo. Dla fanów czarnego kryminału, opowieści ciężkich i mrocznych bez happy endu - obowiązkowo. Dla pozostałych - przygotować się na dużą dawkę brudu, strachu, obrzydliwości i poczucia beznadziejności... i również zobaczyć!