[Oto co ja zaproponuję. Rzecz się dzieje w świecie który wymysliłem na potrzeby mojej serii opowiadań. To co zaprezentuje to kawałek pierwszego story o psionie Eywdarze.Rozszerzcie to jak chcecie.]
Stos płonął. Języki ognia wiły się jak smocze łby a przy podmuchach wiatru sprawiały wrażenie, jakby fal na wzburzonym morzu ognia. Dym unosił się powoli i spływał potem na zgromadzonych wokół stosu, gapiów. Smród był nie do zniesienia. Czuć było zapach palonego mięsa i jedwabiu.
Za ściany ognia słychać było przeraźliwy krzyk kobiety. Był to nieartykułowany wrzask rozdzierający płuca i struny. Krzyk pierwotnego lęku...lęku przed śmiercią i to w takich warunkach. Ciało ofiary paliło się a wraz z tym uchodziło z niej życie. Niestety nie zemdlała tak jak powinna, iż najwidoczniej podano ofierze jakieś chemikalia utrzymujące ją w stanie trzeźwości umysłu. Cierpiała. Każda najmniejsza cząsteczka jej ciała,skóra,tkanka, komórka czuła ból i powoli się paliła...traciła swe naturalne siły witalne. Każdy organ był jak żywy organizm...cierpiał a wraz z nim ofiara.
Ludzie zebrani dookoła stosu, patrzyli na tą scenę, gdzie młoda kobieta żywcem palona, umierała. Przyjmowali to z radością w oczach i nieopisaną wręcz uciechą był dla nich widok palonego ciała i jego zapach. Zgromadzeni byli przede wszystkim chłopstwem-plebsem dla którego egzekucje czy wystąpienia nawiedzonych kaznodziei to jedyna frajda...szczególnie w takiej mieścinie jak Bawody.
- Krew mnie zalewa. Oj gdybym mógł cos zrobić- powiedział podniesionym głosem Zarh.Taki sposób mówienia nie był jednakże dla niego niczym specyficznym.-Eyw co ty o tym sądzisz? No gdybym mógł to bym dawno już temu palantowi łeb upi****lił.
Eywdar spojrzał spokojnie na Zarha. W jego spojrzeniu było cos pokrzepiającego dla młodego żołnierza jakim niewątpliwie był Zarh. Eywdar stał prosto, ze skrzyżowanymi na klatce rękoma.Na sobie miał jedynie pancerz legionisty. Za pasem miał wyłącznie sztylet i gladiusa.Wszystko ukrywał pod długim purpurowym płaszczem. Spod kaptura widać było tylko szczękę zaś górę twarzy skrywał mrok. Był wysoki, śmiało ponad sześć stop i obok małego Zarha wyglądał jak wieża przy szopie. Kompan Ey'a był dość korpulentny lecz oko do łuku miał jak mało kto. W Zarze było jeszcze coś co przykuwało uwagę kobiet...niewątpliwie był sympatyczny. Eywdar raczej na odwrót.
Pomimo trzech lat znajomości Zarh nadal mało wiedział o swym druhu. Eywdar był tajemniczy...aż do bólu. Mało kto widział twarz Ey'a. Nawet będąc w obozie Ey nosił hełm. Jedynie przy dowódcy ściągał go. Niewątpliwie widział ją też Zarh gdy kompan się nachylił nad nim.W oczach Ey'a płonął ogień. Były smutne a zarazem złaknione walki. Ey był kimś. To był widać od razu. Przeżył wszystkie bitwy Legionu Wieży, zabił najwięcej wrogów a tylko dlatego, że wygnano go z jego ojczyzny. Był Limhrillczykiem a walczył w sprawie Thorynthyr.
- Spokojnie Zarh. Psionów palą już od wieków. Nikramici już dawno poszli w niepamięć. Skończyły się czasy gdy to Nikram, bóg pokory, miłosierdzia, miłości i życia rządził wspólnie z Pustką. Od czasów Wielkiej Wojny wszystkie te szychy z Kościoła uważają, że teraz w łasce Pustki jest bóg kary, pomsty i prawa-Myjren. Kaznodzieje uważają ze Wojna była wynikiem konfliktu miedzy naszymi bogami. Nikramem, Myjrenem, Teleą i Hezzetem.
-Do czego zmierzasz?-spytał niecierpliwie Zarh
- Gówno możemy zrobić. Patrz i oglądaj jak ten świr krzyczy na trupa.-odkrzyknął piskliwie Ey.
Przed stosem stał mężczyzna. Szara toga i symbol miecza wskazywał na kapłana Myjrena. Duchowny był stary lecz trzymał się twardo i nic nie przeszkadzało mu w wygłaszaniu głośnej litanii oraz intensywnego machania ręką w stronę już spalonego ciała.
-Tyś była plugawnicą Mroku! Spotkał Cię zasłużony koniec bo czy li sprawiedliwe jest by na naszym padole szerzyła się ta zaraza! Czy sprawia to dobro, ze rodzą się bękarty co czarne moce posiadają! Kontrolują nasze umysły! Czytają w umysłach naszych a przeca bogowie dali nam wolną wole i czy nie wadzi nam to, że ktoś może wbrew woli Pustki nami kontrolować! Tyś to robiła! To ty zatruwałaś nas swymi niecnymi mocami...
Eywdar słuchał i przez pewien czas milczał. Mowa kapłana denerwowała Ey'a.
-Czy ja mówiłem,że nic nie możemy zrobić?-zapytał Zarha.
-Praktycznie tak...
Zarh nie zauważył nawet jak szybko w reku Eywdara pojawił się gliniany kubek wyjęty z jego własnego plecaka. Eywdar wziął szybki zamach i ze świstem posłał kubek w stronę kapłana. Kubek poszybował i w oka mgnieniu trafił kapłana prosto w skroń. Kapłan runął na ziemie nie dokończywszy swej wspaniałej litanii.
Stos dogasał. Ludzie się rozeszli.Ataki na kapłanów nie był czymś nowym w Bawodach.
- Miałem rację. Nic nie możemy zrobić ale nikt nie mówił że jemu nic nie możemy.-Eywdar uśmiechnął się i ruszył przed siebie. Za nim szybko poszedł Zarh.