Przeraża: Już mi sie nei zdarza bać przed kompjutrem.
Mały byłem to i Phantasmagoria i Alone in the Dark robiło wrażenie.
Dziś już nie daję się byle czym ruszyć... Ale i rasowych hołłołów nie lubię, więc nie mam porównania...
Rozśmiesza: Bezapelacyjnie Curse of the Monkey Island. Najlepsza, najzabawaniejsza i w ogóle najfajniejsza przyodówka w jaką pykałem.
Generalnie nie lubie przygodówek ale to było wielkie.
Na uwagę zasługują również najrżniejsze Eastery - w tych królują erpegi...
Śmieszne tez są niektóre bugi.
Najtrudniejsza: Ooo... Tu nie wiem...Pytanie co zunanmy za trudnosć - czy jezeli gra jest tak trudna ze dostaje się pi****lca i rzuca ją w kąt (Flashpointa skończyłem ale przy Resistance wysiadłem) czy tylko ilość godzin spędzonych na grze by uzyskać wynik?
Nie wiem. Taka gra życiem zwana chyba.
Największa satysfakcja: Myth2. Uczucie ulgi jaka się odczuwa przy ostatnich anpisach nie da się porównać z niczym innym - cała grama niesamowicie przytłaczający klimat a świadomość ze to już koniec tego koszmaru (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) i to na dodatek happy end sprawia ze człiowiekowi robi się niesamowicie na duszy lekko...
Albo to i moje zamiłowanie do epickiej tandety...
Każdy lepszy erpeg zostawia po sobie poczucie dobrze spełnionego obowiązku. Pierwsze rpzejscie Deus Exa było przeżyciem co najmniej na miarę pierwszego kebabu (bluxnię... wiem...
)...