Przeczytałem i...z jednej strony jestem mile zaskoczony, jednak z drugiej, tej większej, jestem szczerze zwiedzony.
W sumie to, że Hitsek przeżyje było pewne (jedna z czołowych postaci w rankingach fanowskich, choć ja go nie znosiłem, a teraz nienawidzę), ale po ostatniej akcji liczyłem, że padnie.
Ale nie [cenzura] dupa, nie, musiał przeżyć i to bez najmniejszego [cenzura] draśnięcia. Bo tak jakby Halibel w ogóle nie wyczuła, że ten kawał lodu nie emituje nawet [cenzura] grama sejatsu, no bo Hitsek to dobra postać to [cenzura] nie może zginąć choćby z samym Królem czy Aizenem walczył...
Wnerwiłem się i to mocno, to już się robi tak na siłę przedłużanie życia tym bohaterom, że powoli odnoszę wrażenie iż seria zakończy się bez żadnych ofiar po stronie dobrych, ba pewnie i vizardów i tych co uciekli na ziemię, przyjmą z powrotem do Soul Society i wszyscy będą biegać zdrowi i szczęśliwi.
Istne love, peace, and kaszanka.
Konował racja, ale to się już powoli staje nie śmieszne, czy smutne, to zaczyna nabierać żenady.
Jedyny miły akcent to odniesienie 10 Espada do istotnych elementów śmierci. i wygląd Beregana (czy jak mu tam), ale nawet to nie jest w stanie przebić odciągania śmierci na siłę dobrych postaci, o ile ta śmierć kiedykolwiek nadejdzie.
Bo po tej scenie śmiem wątpić czy kiedykolwiek i czy jakakolwiek dobra postać zginie...