"Hyperion" Dana Simmonsa - klasyka gatunku, rzecz kultowa... jak najbardziej słusznie! Książka znakomita i genialna. Autor po prostu zasypuje nas pomysłami dotyczącymi świata przyszłości, bardzo zresztą umiejętnie wplecionymi w główną oś fabularną i historie poszczególnych postaci - dzięki temu jakby mimochodem fascynując się perypetiami bohaterów dowiedujemy sięcoraz więcej o świecie przyszłości. A jest tu wszystko
zbuntowane sztuczne inteligencje, teleportacja, domy w których każdy pokój znajduje się na innej planecie, obcy, bóg stworzony przez postęp, przedłużanie życia, wirtualne światy, bezprzewodowy dostęp do wszechogarniającej sieci informacyjnej, terraformowane planety, kosmiczne walki, podróże w czasie, katastrofa która zniszczyła Ziemię i cała masa innych drobnych pomysłów które ciężko spamiętać, a która tworzą spójną i fascynującą wizję. Bardzo wielki szacunek dla wyobraźni pana Simmonsa.
Nie jest to też prosta space opera w stylu intrygi, zwroty akcji, walka o władzę, bitwy kosmiczne i nic poza tym, o nie. "Hyperion" to cudowna, zmuszająca do refleksji opowieść o poszukiwaniu Boga, o trudnej miłości, o walce o swoją wizję świata, o prawie do zachowania odrębności, o dramatach życiowych, o Sztuce i bólu tworzenia.
Każda z opowieści (może poza historią pułkownika, która jest trochę prost i przyziemna i poza opowieścią pani detektyw (nie znoszę postaci tzw. silnych kobiet
) która jest praktycznie czystej wody cyberpunkiem, bardzo dobrym zresztą - z jednej brawa za płynną zmianę konwencji, z drugiej brak tu jakiejś głębi i ta historia nie porusza tak jak inne). Natomiast pozostałe 4 historie to po prostu perłeki i majstersztyki, każde z nich, nawet mimo wyraźnego zakończenia mogłoby bez problemu walczyć o Hugo czy inną Nebulę.
Chwytający za serce dramat rodzica który patrzy na powolną śmierć dziecka.
Skłaniające do refleksji poszukiwania Boga prowadzone przez wątpiącego kapłana zakończone aż nazbyt dosłownym odkryciem tajemnicy Ukrzyżowania i Zmartwychwstania.
Wzruszająca historia miłości skazanej na rozłąkę z powodu dylatacji czasu, połączona z trudnym wyborem - spokojna miłość vs. walka o swoją ojczyznę, ideały i związane z tym poświęcenia.
Pouczająca opowieść o Artyście borykającym się z własnym talentem, przez okoliczności losu zmuszony do obserwacji świata w całym jego przekroju: społecznym, czasowym i przestrzennym, co często jest bolesne i utwierdzające w małości ludzkiego gatunku.
Wreszcie, siła tej opowieści to znakomita narracja, każdy z bohaterów ma swoją część i jednym ciągiem opowiada swoją historię, znakomity dowód na to że nie trzeba wcale rozbijać narracji i co rozdział opowiadać o innym bohaterze, urywając poprzedni wątek w najciekawszym momencie, aby przykuć czytelnika do lektury.
Ja połknąłem książkę w dwa wieczory (w sam raz, dwa tomy
) naprawdę nie mogąc się od niej odezwać.
No i chyba Simmons zdetronizował "Koniec dzieciństwa" Clarke'a na moim prywatnym podium najlepszego science fiction.
I nawet wykorzystanie oklepanego, znanego z fantasy motywu wyprawy grupy bohaterów po artefakt/pokonanie_Złego jako ramy oraz przygłupi epilog z dorosłymi, często ciężko doświadczonymi i zgorzkniałymi bohaterami idący ku przeznaczeniu z dziecięcą piosenką na ustach, nie są w stanie przyćmić tego wrażenia.
"Zagłada Hyperiona" - zwieńczenie i rozwiązanie historii rozpoczętych w "Hyperionie" i druga część cyklu "Hyperion Cantos"
(oprócz "Hyperiona" (1989) i "Zagłady..." (1990) wchodzą jeszcze grubaśne książki "Endymion" (1996), "Triumf Endymiona" (1997) i opowiadanie "Children of Helix" (1999)). Niestety oprócz wszystkich zalet (oprócz narracji), książka ma te wszystkie wady których uniknął znakomity "Hyperion". Kontynuacja jest rozwlekła, zbyt szczegółowa, aż sprawia wrażenie, że pisana na siłę, na objętość. Wprowadził też autor wspominany wyżej zabieg rozbijania narracji i urywania historii w najciekawszym momecie, co jest dużym krokiem wstecz, bo wcześniej pokazał, że bez takich sztucznych zabiegów potrafi przykuć uwagę czytelnika. Książka niestety, przynajmniej dla mnie, w niewystarczającym stopniu rozwiązuje wszystkie zagadki, w jednym rozdziale, pobieżnie splatając wątki, np: kwestia czym/kim właściwie jest Chyżwar. Wreszcie "Zagłada Hyperiona" to czystej wody space opera (no dobra, rozrywkowe hard sf), z intrygami, walkami etc. etc. Wciąż jest to książka bardzo dobra, jeden z najlepszych przedstawicieli gatunku, ale niestety o klasę gorsza - bardziej uproszczona, mniej wymagająca, bardziej komercyjna i rozrywkowa, nie stawiająca ważnych pytań i nie zmuszająca do refleksji, choć wciąż wizjonerska.
Na "Endymiona" (na razie przynajmniej) nie mam ochoty, tym bardziej, że słyszałem, że idzie jeszcze dalej w stronę space opery...
Właśnie skończyłem:
"Ilion", również Simmonsa, to pod wieloma względami historia i wizja jeszcze bardziej porywająca, zaskakująca i wizjonerska niż ta opowiedziana w dylogii "Hyperion". Książka na pewno o klasę lepsza od "Zagłady Hyperiona", sprawniej napisana, z ciekawszą historią oprócz zaskakujących przewidywań co do przeszłości w ciekawy sposób wplatająca nawiązania do klasyki literatury. I to jest właśnie chyba największy wyróżnik "Ilionu" - to po prostu pean na cześć Homera, ale też innych wielkich wspominanych w książce jak Szekspir czy Proust. Potwierdzenie ich geniuszu i ponadczasowości opowiadanych przez nich historii. To co w "Hyperionie" było ledwie zarysowane, a w "Zagładzie Hyperiona" stanowiło uzupełnienie, wątek poboczny - poezja Johna Keatsa - w "Ilionie" stanowi główną oś fabularną i podstawę całej historii. Poza tym to jednak, tak pod względem historii jak i narracji, "Ilion" to jednak hard sf ocierające się o space operę, może trochę ambitniejszą (m.in. problem robotów bardziej ludzkich niż ludzie). Czy to źle? Ciężko powiedzieć.
W swojej klasie to opowieść znakomita, nie każdy umie tak umiejętnie połączyć
greckich bogów, podróże w czasie, ewolucję i degradację gatunku ludzkiego, obce istoty, ludzi przywracanych do życia, roboty przewyższające swych twórców, podróże międzygwiezdne, teleportację kwantową, terraformowanie Marsa, eksplorację księżyców Jowisza i setki innych pomysłów. Ale chyba czegoś tu brakuje (w stosunku do "Hyperiona" bo ogromną większość książek sf i tak "Ilion" przewyższa o kilka klas), jakiegoś pochylenia się nad ponadczasowymi problemami (poza bardzo ciekawym, wspomnianym wyżej wątkiem robotów).
Oczywiście to wciąż znakomita lektura, czystej wody sf i masa przyjemności
Zaczynam właśnie
"Olimp" - mam nadzieję, że z zakończeniem historii Simmons poradził tu sobie lepiej niż w "Zagładzie Hyperiona"...