Dostałem, przeczytałem.
Podobnie jak Irek sam nie potrafię od razu stwierdzic czy jestem na tak czy na nie, ale w sumie nie o to chodzi. Parę rzeczy robi wrażenie. Z jednej strony jest histeryzujący, egotyczny Spiegelman narrator i bohater, z drugiej zaś mnóstwo zmyślności z wykorzystywaniu istniejących tekstów/komiksów do własnych celów i zmianę ich wymowy poprzez samą zmianę kontekstu. Począwszy od ekstra dobranych jednoplanszówek (i sam pomysł na skontrastwanie nimi pierwszej połówki tomu), poprzez wspomnianą stronę z gazety z 11 września 1901, a skończywszy na cieniach postaci komiksowych na tylnej stronie okładki, na dobrą sprawę ornamencików, które tutaj bardziej kojarzą się ze spadającymi z dużej wysokości prawdziwymi ludźmi.
Czytając też zdawałem sobie sprawę, że gdyby nie "Spiegelman", rzecz nie ujrzała by pewnie światła dziennego i że rysunki sprawiają miejscami doś rozpaczliwe wrażenie, ale książeczka powstała i w kilku miejscach bardzo mi się podoba.