meteoryt/kometa uderzająca w ziemie miałby różne następstwa w zależności gdzie by trafił.
załóżmy że drobiazg ma raptem pare kilometrów
ląd/płyciutkie morze - wybuch o mocy wielu megaton - fala uderzeniowa zabija wszystko w promieniu wielu kilometrów - spadające odłamki poszerzają falę zniszczenia - ogromne chmury pyłu wylatują do atmosfery przysłaniając słońce - temperatura w krótkim czasie maleje o kilka(naście?) stopni, taki stan utrzymuje się powiedzmy ze 100 lat - obumiera rośliność(epoka dinozaurów była cieplejsza dużo) przesuwają się strefy klimatyczne, niedostatki pożywienia pustoszą większe osobniki.
jeśli uderzenie byłoby bardzo silne seria wstrząsów mogłaby doprowadzić do wielu trzęsień ziemii, jak również wzmożonej aktywności wulkanicznej, co tylko przedłuża czas trwania "postnuklearnej zimy".
prawdę mówiąc nie potrafimy nawet zasymulować tego co by się działo z florą i fauną w przypadku masowego załamywania się łańcuchów pokarmowych. faktem jest że najbardziej uniwersalne zwierzęta przeżyły - krokodyle, rekiny są z nami po dziś dzień.
czemu wszystko żerne dinozaury nie przetrwały?
cóż, jeśli faktycznie byłyby zmienno cieplne, to efekt "zimy" powinien zmasakrować je wszystkie, przyjmując że temperatury spadły globalnie o wiele stopni - a jednak wiemy że archeopteryks(i inne formy przejściowe) przetrwał i z niego pochodzą ptaki - a ptaki są stałocieplne - "drobna" mutacja, czy może od początku tak miały?
ta teoria ma jedną drobną wadę, krokodyle są zmienno cieplne i powiny wyzdychać razem z resztą gadów.
a jakby walnęło w morze?
powstała by ogromna fala tsunami która omiotłaby wiekszość kontynentów wiele kilometrów w głąb.
można się zastanawiać co się potem działo z zalegającą materią organiczną... gniła i wydzielała toksyczne gazy?
teoria o komecie trafiającej w ląd jest najbardziej prawdopodobna.
ale równie dobrze dinozaury mogły zbudować statek kosmiczny i polecieć na inne planety...
ps. planeta X ma się podobno zwać Nubiru(jakoś tak).