gildia.pl

Gildia Gier Bitewnych (www.bitewniaki.gildia.pl) => Mordheim => Wątek zaczęty przez: Hang Man w Listopad 08, 2007, 11:32:56 am

Tytuł: Historie Band
Wiadomość wysłana przez: Hang Man w Listopad 08, 2007, 11:32:56 am
Zakładam nowy temat, bo mimo usilnego szukania nie znalazłem niczego podobnego, a wyszukiwarka nie działa.

Macie historie swoich wojaków? podzielcie się nimi!

Moja jeszcze cieplutka, prosto z pieca. :)

Ból.

Vessemir von Braul, Kawaler Zakonu Błyszczącego Słońca, Odznaczony przez jegą imperatorska
Mość Orderem Smoka, Ocknął się z twarzą w rozwodnionym błocie.
Bo chwili dotarł do niego tępy, pulsujący ból z okolic krzyża.
Spróbował sprzewrócić się na plecy, jednak niemoc w nogach oraz cięzar zbroi płytowej
uniemożliwił mu jakikolwiek ruch.
W tej pozycji miał sporo czasu na dokładnią retrospekcję ostatnich chwil, zanim utacił
przytomność. Pamietał, iż wraz ze swoimi najemnikami polowali na grupę ziolonoskórych, która
grasowała na tych opuszczonych przez Imperatora ziemiach, będących niegdyś przedmieściami
Mordheim, niegdyś Jednej z pereł w Koronie Imperuim, obecnie miastem przeklętych.
Pamiętał dziką pogoń przez puszczę, szczęk broni, pobłysk ognia na klindze palonej stodoły.
Pomiętał też cios gigantycznego topora, odrywającego głowę jego konia.
Vessiemir rozejżał się po raz kolejny, ponieważ jego oczy przyzwycziły sie juz nieco do
ciemności. W odległości 15 metrów leżały pozostalości po jego wiernej klaczy, Chiqity, teraz obdartej ze skóry, wypatroszonej i sprawionej. Roznał ją tylko po misternych,
srebrnych ostrogach.
Zobaczył również małe, pokraczne sylwetki goblinów, kręcace sie po pobojowisku i obdzierające trupy.


***


Do ogniska, z pociętych płatów koniny, kapały wielkie, nabrzmiałe krople tłuszczu, roznosząc
armomat pieczeni.
Jeden z siedzących przy ognisku, włozył w półtuszę konia gruby, zielony paluch, po czym
oblizał ze smakiem, mlaszcząc z zadowoleniem.

- Chyba se jest już gotowe, szefie.

Największy z orków siedzących przy ognisku, sprawnym ruchem oderwał znaczną części pieczeni.
Na ten znak, pozostali członkowe orkowej hanzy również zabrali się do jedzenia.
Przez długi czas słychać było tylko mlaski, chrzęst kości i syk kapiącego tłuszczu. Wreszcie, jeden z większych zielonoskórych zdecydował sie na przerwanie ciszy.

- Te, szefo, a po co zem my tam idziemy, do tego starego miasta ludzików?

- Żem ci juz mówił, ciulu! Bo u nas w górach, to juz nawet brodatych kurdupli nie ma jak
kroić, od kiedy zamknęły swoje dziury i przestały robić błyszczące rzeczy!
A w mieście ludzików, będą skarby, błyszczące rzeczy, i duuuuużo dobrej bitki, słyszałem że
nawet chaosowych ludzików i umrzyków można znaleźć! A wiecie, jak ładnie się oni prezentują na kijku jako trofea!

Siedzący przy ognisku pokiwali z uznaniem głowami, Nie da się ukryć, że kolorowe glowy
chaosowych ludków długo zachowuja świezość, i co najważniejsze, ich własciciele są o wiele
twardsi od nędznych zwykłych ludzików. Umrzyki może nie były aż tak porządane, jednak zawsze możnabyło na nich liczyć. W przciwieństiwe do brodatych kurdupli i zwykłych ludzików nie uciekały od bitki, co pozwalało zaoszczędzić kupę czasu, traconego na tych głupich skradankach.Szefo przednim kłem zerwał woskową pieczęć znalezionej w jukach Niedawnych Czcicieli Sigmara butelki, po czym pociągnął tęgi łyk, i ryknął:

- A tera won, zajmijcie się Kamykiem, muszem z Mózgowcem pogadać.

Orkowa kompania rozeszła się do swoich zajęć, przy ogniu zostal tylko szefo, oraz pozornie
niewielki ork w brązowym kapturze naciągniętym na oczy,przeżuwający w spokoju resztki
koniny. Po chwili milczenia odezwał się spokojnym glosem.

- To tera możesz mi powiedzieć Gronk, co zem tutaj z chopakami robimy. Znam cie jeszcze od
smyka, tak więc takiego kitu mi nie wciśnesz.

Szefo podrapał się z zaklopotaniem za uchem.

- Tak szczerze, Mózg? Nie wiem. Od jakiegoś czasu podczas chrapu-chrapu mam dziwne sny.
Powtarzjom siem. Widzę siebie , w miescie ludzkiów, i masę chlopakóf ze mna, więcej niż
wyszscy ci z gór. Wielka bitka, kupa smiechu, Waaagh! większe od tego, które Żelazny Tyłek
urządził.

Szefo spojżał na szamana.

-Ale to nie wszystko, Mózgowiec. We śnie widze na niebie jeszcze wielki kamyk,z krwawym ogonem, tak wielki jak księżyc. Starzy z gór mówią, że taki kamyk walnął juz raz w to miasto ludzików... i że jego kawałki posiadają moc. Bedą moje! Czuję, że one pozwolą mi zrobić
Waaagh!, po którym Żelazny Tyłek będzie mnie mógł conajwyżej drapać po plecach!

Mózg wyszczerzył zęby.

-Znam cie, Gronk, wiem, że dobry i duży z ciebie chlopak, muła masz największego w górach, a
i z baśki potrafisz rypnąć. Chopaki cię szanują. Mogę ci towarzyszyć, ale dasz mi 5 garści błyszczących rzeczy ze swoich łupów, i, jeżeli napatoczy się jakiś ludzikowy szaman, pozwolisz mi wziąc jego szpiczastą czapke.

Szefo zasmiał się rubasznie.

-Masz to u mnie, przysięgam na Gorka i Morka!


***

Vessemir czuł, jak śmierdzące łapska zielonoskówych podnoszą go z ziemi, i niosa w kierunku groty. Nie mógł zrozumieć tego postępowania. Orki nigdy nie okazywały miłosierdzia, rannych zazwyczaj dobijały lub też, ograbionych i rannych zostawiały na pustkowiu na pewną smierć.
Iskierka nadzieji zapłonęla w sercu rycerza Sigmara.
-Na Imperatora! może licza na okup!" pomyślał z nadzieją.
Został brutalnie rzucony na brudną slomę. wyjścia pieczary nikt nie pilnował, jednakże i tak nie mógłby uciec. Zrozumiał, iż w czasie upadku z konia musiał złamać sobie nogę.
Po chwili, z ciemności jaskini, wydobył się głuchy pomruk.

Vessemir von Braul, weternan bitwy pod Barundorfem, odznaczony Wstęgą Damy za Męstwo,

spojżał w głąb jaskini. I wrzasnął.


***

Kronk pociągnął kolejnego łyka ze zdobycznej butelki wódki.
Gdzieś z boku, słychać było pełne grozy wrzaski, stopniowo zamieniające się w jęki, które wkrótce miłosiernie również ucichnęły.
Szefo wyszczerzył kły w zlośliwym uśmieszku, po czym podał butelkę szamanowi.

-Kamyk lubi się bawić jedzeniem.
Tytuł: Historie Band
Wiadomość wysłana przez: Motorek w Listopad 08, 2007, 08:22:47 pm
Bardzo fajny tekst.
W sumie to nigdy nie robiłem historii bandy, mam na swoim koncie tylko historie armii do WFB.
Tytuł: Historie Band
Wiadomość wysłana przez: Mad Hamster w Listopad 08, 2007, 09:50:00 pm
fajniusie :lol:
Tytuł: Re: Historie Band
Wiadomość wysłana przez: Azaghal w Listopad 11, 2007, 08:13:37 am
Cytat: "Hang Man"

Gdzieś z boku, słychać było pełne grozy wrzaski, stopniowo zamieniające się w jęki, które wkrótce miłosiernie również ucichnęły.


ucichły.
Tytuł: Historie Band
Wiadomość wysłana przez: Hang Man w Listopad 11, 2007, 11:56:55 am
Mówiłem, ze na świeżo, nie zdążyłem korekty porobić. :)
Tytuł: Historie Band
Wiadomość wysłana przez: Hang Man w Grudzień 23, 2007, 03:00:42 pm
Idąc za ciosem.

pierwszy battle repot, który, ot tak z nudów, popełniłem.
 :)

WAAAAGH!

Bitwa pierwsza.

Otto von Holborn głośno kichnął.

Niech  piekło pochłonie to przeklęte miasto! Zima się zbilzała, noce były coraz mroźniejsze, a ten paskudny katar doprowadzał go do pasji.

Echo kichnięcia odezwało sie jeszcze kilka razy, płosząc okoliczne kruki.
Dziwna, nienaturalna cisza zapadła nad ulicą.

Po chwili, za gruzami, Otto usłyszał dziwne sapanie.

- Macieju! - wrzasnął poirytowany mistrz cechowy. - Jeżeli znowu robisz to, co myslę, osobiście odetnę ci instument tych zbreźnych działań!

- NA litość, Ojcze... - dodał w myślach - Czemu kazałeś mi zabierać tego półgłowka ze sobą? Trzeba go było zostawić w manufakturze, przynajmniej tam się do czegoś nadawał...

***

- Te, szefo, słyszałeś to? To pewnie te ludziki, o których pętaki mówiły! Czuję ich smród aż tutaj. Wreszcie jakas porządna bitka. Zbieranie kamyczków nie jest zajęciem dla takiego zielonego i dużego chłopa... ŁUPS! - Wielki ork padł na ziemię bez czucia, zdzielony głownia miecza.
- Stul dziób, Grund! Jam jest Wielki Szefo! Jestem za twardy, żeby mi tu taki maluch jak ty pyskował! A teraz słuchać! Po cichutku, na paluszkach pójdziemy załatwic ludzików. Ale nie atakować bez mojego rozkazu. To ja jestem najmądrzejszy i to ja wiem, kiedy zacząć deptać ludziki!

***

Otto wspiął się na powaloną scianę budynku, wyjmując jednocześnie nahaj, by doprowadzić swojego upośledzonego sługę do porządku. Po chwili jednak, gdy wyjżał za załom, zamarł.

Źródłem sapania nie był Maciej, oddający się cielesnym uciechom, lecz czerwony zwierzak wielkości psa, na pozór składający sie jedynie z umięśnionych nóg i wielkiej, uzębionej paszczy, który w tej chwili z lubością tarzał się w resztkach zdechłego kota. Niedaleko niego kręciło się kilka goblinów, które przeczesywały pobliskie gruzowiska.

Otto głośno przełknął ślinę i ostożnie sięgnął do kabury pistoletu, jednocześnie dając drugą ręką sygnały ostrzegawcze swoim towarzyszom. Czerwona maszkara dostrzegła go, zaczęła się powoli zbilżać, obserwując go swoim małymi, złośliwymi oczkami...

***

Grund szedł z częścią chłopaków w stronę ludzkiów. Łeb go bolał jak c holera, szefo ma ciężką rękę, nie ma co. Popatrzał przekrwionymi oczami, na poruszających się ostrożnie ludzi.

A co ta głupia szefa może wiedzieć o Waaaagh? Przecię to są tylko ludziki. Są po to, by je deptać!
Są przecież różowe i mientkie, a nie twarde i zielone jak Chłopaki. Wszytcy majom taki sam sajz, wienc zawsze sie kłócą kto dowodzi, bo mogą to poznać tylko po znaczkach na móndórach itepe. Jak jeden z nich chce rządzić innemi to mówi “Jezdem bardzo specjelny wienc musita mnie tszcić”, albo “Kumam coś co wy nie kumacie, wienc lepiej mnie słuchajta”. Śmiszne jest to, że pół w to wierzy a pół nie, więc i tak trza wszytkim walnonć.
Ja tam se myślem, że tracom tylko czas. Ale jak tak sie kłócom kto jest szefem, orki mogom im dokopać.

Grunda jeszcze bardziej rozbolała głowa od tych tytanicznych procesów myślowych. Na Szczęście, znał na to świetne remedium. Rozwalić głowę komuś w pobliżu. A że gobliny i mniejsze chłopaki przezornie trzymały się od niego z daleka, widząc go w złym humorze, zignorował polecenie Szefa i rzucił się na śmiesznego ludzika na skarpie.

***

Otto zaczął ostożnie schodzić po skarpie, nagle zobaczył wielkiego, wściekłego orka, wymachu jacegoącego dziko choppa nad głowa, biegnącego w jego stronę. W ostatniej chwili zdążył też uniknąć ataku pomidoropodobnego zwierzęcia, które chybiając, z piskiem stoczyło się na dół,prosto pod spisy i dzidy jego najemników.

Otto drżącą ręka dobył pistoletu i ostrożenie przycelował. Wiedział, że od tego strzału zalezy jego życie...

Rozległ się huk. Ork trafiony w pierś, zachwiał się i stoczył się ze skarpy wrzeszcząc i złorzecząc, po czy uderzył z rozpędem w zwalony filar. O dziwo, dalej klnął i się ruszał.

Potem rozpętało się piekło.

***

Klaudia Ulm, mistrzyni cechowa, szybkim wzrokiem oceniła sytuację. Najwyraźniej zielonoskórym puśliły nerwy, bo krąg otaczajacch ich goblinów nie był jeszcze domknięty. Szybkim sztychem miecza przebiła ramię zbliżającego się gobliną, wystrzeliła również w paszczę czerwonego squiga, zabijając go na miejscu. Zobaczyła przed soba masywny cien postaci, stojącej za nia. odwróciła się, stosując klasyczną paradę zasłaniająca glowę i klatkę piersiową.

Czas w osobistym świecie mistrzyni-zabójczyni zwolnił, i zaczął płynąc niczym rozlany syrop.

Wyraźnie widziała ogromnego wodza orków uderzającego wielkim mieczem o tak wyszczerbionym ostrzu, że właściwie bardziej przypominającym piłe, z klasycznej pozycji z nad głowy.


Klaudia usmiechnęla się. Szybko zmieniła pochylenie miecza tak, by ostrze brzeszczota orka zjechało po klindze, co dałoby zabójczyni czas na zdradzieckie uderzenie sztyletu pod prawe żebro.

Niestety, nie przewidziała, że siła ciosu rozłupie jej miecz na kawałki.


***

Gronk uniósł zakrwawiony miecz i ryknął przeciągle.

-Waagh! Teraz ta ulica jest moja! Magiczne kamyczki tesz moje! I wy małe, ludzki, nic na to nie poradzicie!-poskoczył kilka razy w uciesze.

Po chwil dostrzegł Grunda, powoli gramolącego się w jego kierunku.

- Niezłe Waagh! kuzynku. widać, żeś moja krew.- zamruczał szefo . Poklepał rannego kuzyna po plecach, po czym poteżnym ciosem głową powalił na ziemię i zacząl go zasypywać kopniakami swoich okutych buciorów.

- Ale!... to!... jam!...jest!... szefo!...i!... to!... ja!... pierwszy!... biegne!...do!.. bitki!
Tytuł: Historie Band
Wiadomość wysłana przez: Motorek w Grudzień 23, 2007, 03:53:25 pm
Zajebiste, czekam na ciąg dalszy ;)
Tytuł: Historie Band
Wiadomość wysłana przez: Hang Man w Grudzień 23, 2007, 04:01:17 pm
Kampania u nas trwa, rozegrałem już 3 bitwy z 6, tak więc jeżeli się wam podoba i nie zanudzam, bede wrzucał tutaj moje wypociny :)  Pozostałe 2 historyjki powinienem nadrobić przez święta, na pewno się tutaj pojawią. :)
Tytuł: Historie Band
Wiadomość wysłana przez: Skavenblight w Grudzień 23, 2007, 04:47:51 pm
Bardzo ciekawe, chętnie poczytam dalej.
Tytuł: Historie Band
Wiadomość wysłana przez: Wołek w Grudzień 23, 2007, 05:22:07 pm
Teraz będzie najlepsze rzeźnia bandy skinków  :badgrin:  ;)
Tytuł: Historie Band
Wiadomość wysłana przez: Hang Man w Styczeń 13, 2008, 02:45:44 am
Bitwa nr 2


W zrujnowanej karczmie panowała cisza. Słychać było tylko pochrapywania leżacych pod stołami orków.
Dookoła roznosił sie fetor alkoholu, unoszący się z opróżnionych amfor i antałków. Na stole
leżały obryzione do czysta kości pechowych właścicieli zajazdu.
Grund zamlaskał przez sen, po czym zepchnął smierdzącą stopę Ugruka ze stołu.
Nagle cos uderzyło w drzwi z mocą, od której kurz posypał sie spod dachu.
Drzwi do zajazdu, przystosowane do wszelakich karczemnych bijatyk, były zamocowane na
specjalnych hartowanych zawiasach. Fakt, że następne straszliwe uderzenie wyrwało drzwi z muru
razem z futryną, dowodził tylko, że zmarnowano sporo pieniędzy.
Wraz ze snopem swiatła do izby wkroczył Szefo. Rozejżał się po pomieszczeniu, po czym silnym
kopniakiem wywrócił ławę przy stole, na której spali jego kuzyni.
-Pobudka pokraki!- ryknał Szefo - Wstawać, zielone buce, i wciągac onuce! Grund! Wstawaj
natychmiast, ty okropny maluchu! Patrzajta tylko, co żem znalazł, gdy poszedłem się odlać!


***

Sigsimund patrzał obojętnie na bandę podpitych zielonoskórych wychodzących chwiejnym krokiem z
karczmy. Po swojej 5 letniej egzystencji w ruinach Mordheim, niewiele rzeczy mogło go zdziwić
lub przetraszyć. Poza tym, od czasu gdy dostał pałką po łbie od swoich towarzyszy broni, którzy
uznali, że podział dochodów ze sprzedaży wyrdstone'a lepiej sie dzieli na 8 niż na 9, nie
myślał zbyt szybko, oraz ogólnie za wiele nie pamiętał. Wytarł smarki o strzępy szaty, na której możnabyło zauważyć jeszcze spłowiałe dystynkcje Wykładowcy z Imperialnego College'u Magii z Nuln, po czym odwrócił się do przygarbionego orka z laską, noszącego małego snotlinga na plecach.

- To jak? Dostane jakieś żarcie?

***

- Te szefo! Jak to to tak? Ludzik w naszej paczcce? Przecie oni na nic się nie nadają! Są za mali!
- Morda gupku! Mózg mówi, że ten ludzik sie zna na gusłach. W uga-buga siem nie wtroncam, to
jego działka, ja jestem do bitki. Jeżeli Mózg tak gada, to znaczy ze ten dziad nam sie przyda.
Ugrug pociągnął nosem.
-Ta, jak na ludzika to nawet normalnie pachnie.
Sigsimund nie zwracał uwagi na burzliwe dyskusje zielonoskórych. Prędko pożerał zimne pierogi
z kapustą i grzybami, zagryzając łapczywie rzepą, uznając, że to co połknie, to jego.
Nasyciwszy się, wytarł zapuszczoną i zlepioną resztkami jedzenia brodę dziurawym rękawem,
beknął przeciągle, po czym rzekł do szamana siedzącego obok:
- Pieniądze nie śmierdzą. Zapłacicie, a moje moce będą do waszej dyspozycji.
Szaman orków wszeczerzył kły w strzaszliwej parodii usmiechu.

- No to witaj, ludziku, w zielonej ferajnie.

***


Tom Wonderbroom przystanął w zdewastowanej gorzelni, Rzężąc i głosno łapiąc powietrze.
Wiedział, iz powinien był wyjechać z okolic Mordheim już dawno temu, jednak zawsze głupie
sentymenty do tego miasta zawsze zatrzymywały go do kolejnej wiosny.
Nigdy jednak nie przypuszczał, że łzawe, starcze przywiązanie do rodzinnego miasta przyczynią
się do jego śmierci.

***
Ziemia drżała.
Darń zarośniętgo miejskiego parku była brutalnie darta przez okute buciory orkowej hanzy.
Szefo, dysząc i sapiąc niczym kowalski miech przeskoczył długim susem kolejny zdewastowany
zywopłot.
- Szybciej głąby! Przebierać kulasami! - Smagnął nahajem słaniającego się obok ze zmęczenia
goblina. - Czuje juz smród tego kurdupla, chłopaki! Jest blisko! Mówie wam, a ja to wiem, bom szefo!


***

Tom wybiegł ze spalonych zgliszczy kamienicy, zatoczył się, potknął o wystająca nadpaloną
belkę, po czym runął jak długi, uderzając potylicą o bruk, o mało nie tracąc przytmności.
Stary gnom leżał na plecach, kurczowo trzymając się za serce, zastanawiając się, po czym poznać symptomy zawału. Ścigali go jak zwierzę, bez wytchnienia od ranka. widział, iż nie będzie w stanie się podnieść i pobiec dalej. Sędziwy inzynier, powoli tracac przytomnośc, zaczął się
zastanawiać, kto z jego rodziny został złapany przez zielonoskórych, gdyż tylko oni wiedzieli,
że osobiscie nadzorował budowę kanałów pod światynią Sigmarytek. Osuwając sie w ciemnośc,
Tom poczuł jeszcze dotyk zimnych, błoniastych łap ciągnąch go w stronę zniszczonej
kamienicy...


***

Ugruk ze zdziwieniem przglądał się urwanym w kamienicy sladom gnoma.
- Te szefo! tego malucha tu nie ma!
Wielki ork, wciąż rzężąc po forsownym biegu, odwrócił sie gwałtownie
-że co?!

***

Itzahex, stojąc na dachu zrujnowanego budynku, pieszczotliwie pogładził Itzati, swoja
szczęśliwa dmuchawkę.
Młody szaman skinków ostożnie umieścił strzałkę w dmuchawce, wczesniej pieczołowicie maczając
jej czubek w trującym roztworze. Ostozenie, wstrzymujac oddech, wycelował w zielona bestie na dole...

***

Sigsimund, mimo niezłej kondycji fizycznej, miał juz swoje lata. Po kilkunastokilometrowym marszobiegu, jaki dzisiaj przebyli, miał wrazenie, że zaraz wypluje własne płuca.
Harcząc i sapiąc, Warlock zatoczył się, tracąc równowage na luźnej cegle.

Która, wywracając go, ocaliła mu zycie.

***

Świst strzałek brutalnie przerwał martwą ciszę na DoppelKreutz Strasse.
Szefo przez ułamek sekundy patrzył na drgającego konwulsujnie goblina, dostrzegł też
słaniającego się na nogach Ugruka.
Szybkim rzutem oka ocenił sytuację swoich chłopaków, po czym, z miną tęgiego mysliciela, zaczął
się zastanawiac, który z jego misternych i pieczołowicie przygotowywanych planów powinien
wcielić w zycie.

Wybrał swój ulubiony.

-WAAAAAGH!- ryknał, po czym runął w stronę ukrytych w ruinach jaszczuroludzi.


***

Sigsimund, po raz kolejny więcej zawdzięczając szczęściu niż umiejętnościom, sparował cios
falistego puginału skinka. Szybkim machnieciem laski odpędził od siebie kolejnego napastnika,
starającego się zakraść od boku. krew z rozciętego ucha spływała mu
za................................. ................................... .........................

................................... ................................... .........................

................................... ................................... .....................
.... szatę, nieprzyjemnie rozpraszając. Z oddali słychać juz było cichy, ale rosnący łomot kopyt. Ziemia zaczęła drgać. w chmurze pyłu, niczym iskry, zaczęły błyskać miecze.
Sigsimund obejzał się za regiment piechurów. Kusznicy juz kręcili korbami, wnętrze czworoboku
najeżyło się ostrzami gizarm, ranserów, halabard, glewi. Ziemia dygotała coraz wyraźniej i
silniej, w czarnej scianie walącej na nich konnicy się juz rozróznic sylwetki jeźcców.
Mag słyszał gorączkowe modlitwy stojącego obok niego pikiniera. Tętent nastawał.

- Szlusuj!- ryknął Sigsimund dobywając z pochwy miecz, który po chwili zaplonął zywym ogniem.

- Poczuj ramię towarzysza! Pamiętajcie, żaden z was nie walczy sam! A jedynym lekiem na strach, który odczuwacie, jest pika w garści! Gotuj się do boju! Piki na pierś konia!

Spod Kopyt idącej klinem konnicy, pryskał żwir, darń i.................
................................... ................................... .........................

................................... ................................... .........................

....piach, darty konwulsyjnie łapami makabrycznie spalonego skinka, leżacego u stóp Warlocka.
Sigsimund, patrząc błednym wzrokiem na rękę, w której dostzegł jeszcze zarys ognistego ostrza,
jak długi runął na ziemię z wycienczenia, po czym stracił przytomność.


***
Szefo okutym buciorem miażdzył własnie z lubościa klatke piersiową jednego z tych smiesznych
jaszczurzych stworków, gdy poczuł draśnięcie na szyi. mimo, iz rana była powierzchowna, wielki
ork zatoczył się ciężko, czując straszliwą niemoc w nogach. Tylko odruchowa zastawa jego
ulubioną "zębatką" , czyli poszczerbionym rzeźnickim nożem uratowała go od zdradzieckiego
dźgnięcia śmiesznego, jaszczurkowatego wojownika.
Czując w sobie narastającą słabość, szefo rzucił rzucił wyszczerbionym puginałem, który, ku wielkiej
uciesze wodza, rozłupał jaszczurzemu wojownikowi żuchwę i przebił tchawicę.

***
Zapadał zmierzch.
Przy ognisku orkowej Bandy odpoczywała  "Elyta" orkowej hanzy. Na rożnie, wesoło skwiercząc,
wisiał oprawiony skink, wpatrując sie w niebo z niemym wyrzutem w szkilstych oczach.
Zielonoskóry szaman obrócił nad ogniem twardawy jeszcze nieco przysmak.
Po chwili, z ciemności, podskakując wesoło, wyskoczył szefo.

- I jak głąby? Jak siem wam podobam?!

Zielonoskórzy przyjżeli się Wodzowi, który ze skóry jednego z jaszczuroludzi, zrobił sobie
całkiem przyzwoity płaszcz.
- Eeee... Szefo... A po co ci to?
- Eh Głupku! - ryknał Szefo -Jak wrócimy do doma, to orkowe kobiety popatrza na ciebie i pomyślą: "O patrzajta! ten głupi, tępy ork, niby na wyprawie był, a niczego nie przywiózł!
Pewnie tylko goblińskie bździny wąchał!"
A jak na mnie popatrzą to sobie pomyślą se: "Ohohoho! Co to za przystojny, zagraniczny, Wojskowy Ork, takie skarby z daleka przywiózł, chyba siem koło niego pokręce, bo i muła ma niezłego!" Tak żem sobie to wymyślił! - Ryknął Szefo z dumą.

Gdzieś z boku rozległ się histeryczny smiech Sigsimunda, który mimo straszliwej migreny i
paskudnego nastroju nie mógł nie docenić subtelnych pomysłów orkowego przywódcy.












Bez wstepnej obróbki, ale juz wrzucam, ia tak mialo byc podczas świąt.

Enjoy. :)