Czyli taki Ojciec chrzestny w przyszłości. :)
Czyli taki Ojciec chrzestny w przyszłości. :smile:Tak bardzo nie. Chyba, że w przywołanym tekście wyłapałeś słowo "rodziny" i to wystarczyło dla tak dogłębnej analizy tematu...
Seria, którą spokojnie można postawić na jednej półce z "Sagą" i "Fatale".To jak jest takie porównanie to ja sobie daruję.
edit przypomniało mi się - jedna z najładniejszych scen pocałunku ever jest w tej serii (najbardziej wymiana zdań po) D:
Przeczytałem pierwszy tom "Lazarusa" i czuję lekki niedosyt. Ogólnie bardzo mi się podobało, tak fabularnie, jak i graficznie, a że polubiłem ostatnio takie klimaty postapo, to ponura wizja przyszłości wykreowana przez Rucke i Larka tym bardziej do mnie trafiła. Ale komiks wręcz pochłonąłem, zacząłem czytać, wciągam się, a tu już się kończy. Mam wrażenie, że pierwszy rozdział serii, wprowadzający w świat "Lazarusa", aż prosi się o rozbudowanie go o jeden, dwa zeszyty.
Tym samym, mam nadzieję, że czytelnicy kierujący się przy zakupie przelicznikiem cena/ilość stron, nie skreślą z miejsca nowej serii i dadzą jej szansę. Bo na pewno warto.
Lazarus jest nastawiony na akcję, jednak w pierwszym tomie spokojnie możemy wczuć się w świat przedstawiony w komiksie.
W słowie akcja zawarłem również rodzinne relacje i działania jej poszczególnych członków.
Hmm... czy w takim znaczeniu, np. "Fun Home" też można określić komiksem nastawionym na akcję? :smile:
Jeśli masz na myśli, którąś z poniższych podpowiedzi to jak najbardziej:
a)Spoiler: pokaż
b)Spoiler: pokaż
c)Spoiler: pokaż
d)Spoiler: pokaż
e) wszystkie podpowiedzi są poprawne
:cool:
Mi w 3 najbardziej zapadly w pamiec sceny
Podobnie jak kolega wyżej, z niecierpliwością wyczekuję co przyniesie trzeci tom (zwłaszcza że nie powstrzymałem się i zajrzałem w spoilery w wypowiedziach z tej strony :smile: )
Powtórzę się: będzie tylko lepiej
Powtórzę się: będzie tylko lepiej.
Świetny ten drugi tom. :smile:
Wiadomo coś na ile zeszytów zaplanowana całość?
Brakuje też wśród rodziny Carlyle jakiejś postaci którą dałoby się polubić, wszyscy są strasznie antypatyczni.
Brakuje też wśród rodziny Carlyle jakiejś postaci którą dałoby się polubić, wszyscy są strasznie antypatyczni.
Forever ma zadatki na ciekawą postać, ale na obecnym etapie to jest zwykły piesek na posyłki bez własnego zdania.
stworzona do roli posłusznego Łazarza
Przecież dokładnie o to chodzi w tej postaci, ona ma powoli wychodzić z indoktrynacji i nabywać autonomicznego charakteru. Serio, zaczyna to wyglądać nie tak jakby komiks miał wady tylko nie widzisz tego co stanowi jego treść i sens.
I nie robi to na mnie wrażenia.
A kilka dni wcześniej przeczytałem inną pracę tego scenarzysty - Za królową i ojczyznę i byłem zachwycony.Więcej jest tylko po angielsku, plus książki ale zdaje się, że i po polsku wyszły Odtajnione.
Szkoda że tylko 3 tomy..
Przeczytałem drugi tom i nie widzę żadnej zwyżki formy. Nie zrozumcie mnie źle, według mnie to jest dobry komiks, który warto przeczytać i mieć na półce, ale nie do końca zagrały w nim wszystkie składowe. Rucka próbuje wykreować realistyczny świat a co jakiś czas pojawiają się tu sceny niczym z filmów akcji z Seagalem, które kompletnie wybijały mnie z rytmu.Spoiler: pokaż
Po pierwszym tomie muszę przyznać, iż fabularnie jest ubożuchno. W zasadzie odnoszę wrażenie, że ktoś tam obejrzał GoT i zwiastuny Dzikiego Gonu, po czym zrobił miks wrzucając "wiedźminów" w świat Martina w konwencji post apo.
Przede wszystkim żadnego wyjaśnienia czegokolwiek - dlaczego po "apokalipsie" rządzą jakieś tam rodziny, skąd to towarzystwo się wzięło (czy to jacyś dawni politycy/wojskowi/gangsterzy), dlaczego Meksykanie dysponują bronią, a Jankesi nie... Pierwszy tom to tak naprawdę fabularna pustynia.
Im dalej w las tym bardziej szczegółowo, czy po prostu ciągle jest "tu i teraz" a "kiedy, gdzie i dlaczego" nie ma żadnego znaczenia?
Nie da się ukryć, że na chwilę obecną z trzech ostatnio rozpoczętych serii (jeszcze "Fatale" i "Velvet") "Lazarus" na razie jest najsłabszy...
Bo niestety, ale w wydaniu zbiorczym brak jest dodatków, które są w wydaniu zeszytowym i wyjaśniają wiele z tego do czego miałeś uwagi.
a w deluxie są? od dłuższczego czasu zastanawiam się nad zakupem. zdaje mi się że rucka w pierwszym zeszycie pisał, że materiały są na wyłączność dla tego formatu, ale takie postanowienia zawsze lądują w koszu z biegiem czasu.
Bo niestety, ale w wydaniu zbiorczym brak jest dodatków, które są w wydaniu zeszytowym i wyjaśniają wiele z tego do czego miałeś uwagi.
Swoją drogą dlaczego u nas nie dało się wydać z owymi dodatkami, skoro ich brak zubaża lekturę...
Swoją drogą dlaczego u nas nie dało się wydać z owymi dodatkami, skoro ich brak zubaża lekturę...Wydanie Taurusa jest 1:1 zgodne z oryginalnym TP, które również nie ma dodatków. Te są zarezerwowane dla wersji zeszytowych oraz deluxe i jest to wspólna zasada dla wszystkich chętnych na licencję, być może za wyjątkiem Francji, która nieco przerobiła oba tomy "Bękartów z południa" (nasze wydanie oparto właśnie na francuskim), więc najwyraźniej jakoś mogli tak zrobić. Aczkolwiek warto podkreślić, że zmiany są czysto kosmetyczne.
Zamiast automatycznie psioczyć na wydawcę,
Ewentualnie można też po prostu wydać te 16zł w ATOM Comics czy Multiversum i kupić sobie "Lazarus Sourcebook #1".
W Multiversum oczywiście nie ma.
W Atomie też zresztą nie. ;)Jak wklejałem link, jeszcze było dostępne :)
Okrajanie wersji TP z dodatków jest zjawiskiem dość powszechnym w tytułach od Image i jest to doskonale uzasadnione. Twórcy chcą bowiem dodatkowo nagradzać osoby, dzięki którym seria funkcjonuje (czyli kupujących zeszyty) oraz najbardziej zagorzałych fanów (bo chyba głownie tacy sięgają po wersje deluxe). Zjawisko polegające na olaniu wydań zeszytowych i automatycznym czekaniu na TP niejednokrotnie spuściło w kiblu kilka fajnych tytułów, więc przy takim działaniu autorów podpisuję się obiema rękami.
Okrajanie wersji TP z dodatków jest zjawiskiem dość powszechnym w tytułach od Image
A już za przykład zupełnego bezhołowia ze strony wydawcy oryginału uważam sprzedawanie takiego okrojonego wydania do krajów, gdzie nie wychodzą te pier***lone zeszyty.
A co do dodatków - ja to nie specjalnie rozumiem co tam bez tych dodatków jest niezrozumiałe, jak dla mnie wszystko jest fajne, akurat świat jest na tyle opisany w komiksie, żeby miał sens i dało się w nim opowiedzieć tę konkretną historię. Naprawdę nie czuję, że potrzeba tam większej genezy. Co też nie oznacza, że nie nabędę sourcebooka przy jakiej okazji :biggrin:
Ale pytanie brzmi: co u licha się stało?
No ale ciągnąc to dalej, Amerykanie mogli przenieść swoje fabryki broni za granicę (bo taniej) i tak ich zastała katastrofa.
Spoiler: pokaż
To jest wielka przesada, bo co innego montownia samochodów a co innego produkcjaZ wydanych w Polsce? Polska edycja Sagi też nie ma żadnych dodatków (choć w tym przypadku to jakiś dodatkowy opis tego świata to już w ogóle mija się z celem i chyba traktowałbym go jako easter egg).Spoiler: pokaż
Ale faktem jest również, że z ostatnio czytanych serii jedynie "Lazarus" sprawia wrażenie straszliwie "biednego" pod kątem opisania świata, który to świat jest dosyć różny od naszej rzeczywistości.
Sciencie-fiction musi mieć jakieś racjonalne podstawy. :wink:Eee... nie? A przynajmniej ja ich nie uważam za racjonalne (bo zazwyczaj musiałbym je traktować jako bezwzględnie głupie). W takim Walking Dead nie ma powodu przemiany ludzi w zombie (i nigdy pewnie nie będzie) i to daje dodatkowy smaczek.
Polska edycja Sagi też nie ma żadnych dodatków (choć w tym przypadku to jakiś dodatkowy opis tego świata to już w ogóle mija się z celem i chyba traktowałbym go jako easter egg)
Ale co wspólnego mają ze sobą wszechświat o którym nie mamy bladego pojęcia ("co chwila" jesteśmy zaskakiwani odkryciami dot. zjawisk, które w świetle dotychczasowej nauki nie powinny mieć miejsca) z ziemską polityką?Dla mnie wszystko. W obu przypadkach nie ma żadnego znaczenia bo te światy to tylko scena do napisania uniwersalnej historii. Te dodatki to tylko bajery.
Trochę różne przykłady. Zwł., że określenie "sciencie fiction musi mieć racjonalne podstawy" jest cokolwiek ironiczne i odnosi się do teorii nt outsourcingu jankeskiego przemysłu zbrojeniowego, a nie do gatunku jako takiego.
Dziś też nie ma przymusu, by wydać TPB. I wydawnictwo, i autorzy sami decydują o tym, kiedy i czy w ogóle go wypuścić.Patrząc na to, że każdy wydawca publikuje wszystko w tp, za wyjątkiem rzeczy, które zebrały zbyt mało zamówień preorderowych, a same historie w komiksach są pisane od razu pod tpb, jakoś trudno mi uwierzyć w te słowa. Zawsze jednak mogę być w tej kwestii niedoinformowany, więc proszę o podanie jakiegoś źródła potwierdzającego tę tezę.
Dlatego mogę zrozumieć publikowanie w zeszytach różnych fajnych dodatków (kubag kiedyś o tym pisał przy okazji rozmowy o komiksach Brubakera i Phillipsa bodajże), wzbogacających publikację, objaśniających kontekst lub będących jeszcze jakimś innym zachwycającym bonusem, ale jednak bonusem. Nie rozumiem jednak - absolutnie - jak można w wydaniu, które z definicji powinno zbierać w jedną calość kompletną opowieść, nie zamieścić tego, co stanowi integralną część owej opowiesciTutaj już pójdę we wrażenia osobiste.
A już za szczyt hipokryzji uważam tłumaczenie, że to po to, by podnieść sprzedaż zeszytów (które już się sprzedały), a nie po to, by tym samym klientom sprzedać jeszcze raz wydanie zbiorcze, tym razem w wersji DeLuxe, bo w poprzednie zbiorcze jednak nie zbierało wszystkiego.Jak już wspomniałem wcześniej, obecny model rynkowy USA wygląda tak, że twórcom najbardziej musi zależeć na dobrej sprzedaży wersji zeszytowych. Specyfika wydawnictwa Image jest taka, że 90% zadań związanych z publikacją komiksu leży po stronie twórców, włącznie z finansowaniem jego powstawania. Image wykłada kasę na druk i dystrybucję, po czym odbiera około 110% założonej kwoty, zaś reszta trafia do zespołu, który komiks stworzył. Bez wyjątku każdemu twórcy komiksów dla Image zależy przede wszystkim na tym, by dobrze schodziły zeszyty, ponieważ zysk z ich sprzedaży jest pierwszym dochodem z danego tytułu, jedynym w miarę regularnym i to on decyduje o tym, czy twórcy mają za co tworzyć kolejne odsłony. Słaba sprzedaż zeszytów = krótszy żywot serii = mniej tpb. Jeśli hipokryzją nazywa się nagradzanie czytelników zeszytów za to, że to dzięki nim taki Lazarus obecnie już 24 numery i kolejne w zapowiedziach, dzięki czemu zwolennicy tpb także mogą dalej kupować ten komiks w formie zbiorczej, to jak zatem nazwać Pańskie pretensje, panie profesorze?
a nie po to, by tym samym klientom sprzedać jeszcze raz wydanie zbiorcze, tym razem w wersji DeLuxe, bo w poprzednie zbiorcze jednak nie zbierało wszystkiego.Szczwane lisy Ci twórcy, tylko coś im chyba nie wyszło, patrząc na to, że pierwszy deluxe jeszcze się nie wyprzedał przy swoim kilkutysięcznym nakładzie, zaś same wydania tp z USA mają już sprzedaż na poziomie kilkunastu tysięcy każdy.
A już za przykład zupełnego bezhołowia ze strony wydawcy oryginału uważam sprzedawanie takiego okrojonego wydania do krajów, gdzie nie wychodzą te pier***lone zeszyty.Zerknąłem na półkę, żeby się upewnić. Tak, nadal mam tam wszystkie wydane jak dotąd, te pier***one zeszyty. Znaczy to, że można było je sprowadzić nawet do naszego kraju jak się chciało. I zainteresowało się danym tytułem nieco szybciej, niż cztery lata po jego rynkowej premierze.
Większość z nich to ciekawostki opisujące przedstawiony świat, lecz są właściwie bez żadnego znaczenia dla głównej fabuły, która skupia się na Forever Carlyle, jej rodzinie oraz wewnętrznych i zewnętrznych problemach domeny. Ok, fajnie jest wiedzieć np. która rodzina rządzi terenami obecnej Mongolii, jak nazywa się kapitan takiej i takiej subdomeny,
co doprowadziło do obecnego kształtu świata czy (sic!)
dlaczego Meksyk sprzedaje samochody do USA,
ale chyba każdy, kto przeczytał chociażby wydania Taurusa wie (chociaż pewnie nie przyzna dla zasady), że ani jedna z tych informacji nie wpływa na fabułę w żaden sposób.
At the start of the series, Rucka estimated it would take between 100 and 150 issues to reach the ending. In May 2016, he revised that number downward, saying Lazarus was "25–30% complete at issue 21"
Musiałbym dokładnie doczytać pewne elementy, ale wydaje mi się, że jest wyraźnie zaznaczone, że rodzina Carlyle ma przewagę nad innymi rodzinami, jeżeli chodzi o kwestie medycyny, dlatego powstają dwie kwestie jak ktoś może być bardziej zaawansowany od nich lub ma takie środki, że może im szkodzić na ich działce i czy ma przewagę.
Jeżeli chodzi o młodziaka, to w zasadzie tak wygląda zmiana, że przychodzi ktoś z nowym spojrzeniem lub nieszablonowym sposobem myślenia, aby popchnąć do przodu to, co jest lub stworzyć coś zupełnie nowego.
O ile pamiętam to ważne są sojusze i wzajemny wywiad na temat rodzin, aby nie doszło do sytuacji, że jedna rodzina jest w stanie zdominować i pokonać wszystkie razem, dlatego wszystkie przewagi są trzymane w ścisłej tajemnicy, a gdyby wyszło na jaw, że ktoś wypracował sobie za mocną przewagę, to reszta by się zjednoczyła by ich zniszczyć. Jak najmniejszy krąg zaufania nie jest niczym zaskakującym, a raczej czymś koniecznym, chyba jest tak, że nawet poszczególni członkowie rodziny mają różne informacje i różny zakres dostępu.