natomiast brakuje u nas czegos na temat komiksu bardzo wspolczesnego - ostatnich 10 lat nowych trendach nowych tworcach
generlanie o tym jak bardzo komiks sie zmienil
Dlatego postanowilem sie wziac za te sztuke od strony bardziej praktycznej - istota mojej pracy jest analiza "Miasta grzechu" Millera.
Nie powiem, jestem zaintrygowany. :badgrin:
Chciałbym przeczytać efekt końcowy. Poważnie.
I co tam (i jak) analizujesz w tym "Mieście grzechu"? Robisz to na podstawie wydania polskiego, czy amerykańskiego?
taniec Nancy też analizujesz? ;)
Podaj jakas strone z komiksu, to postaram Ci sie ja opisac pokrotce:)
Cytat: "Łoś"Podaj jakas strone z komiksu, to postaram Ci sie ja opisac pokrotce:)
Czy mam z tego rozumieć, że analizujesz komiks kadr po kadrze?
Jestem ciekaw jak to wygląda od strony metodologicznej.
Cytat: "Kingpin"Cytat: "Łoś"Podaj jakas strone z komiksu, to postaram Ci sie ja opisac pokrotce:)
Czy mam z tego rozumieć, że analizujesz komiks kadr po kadrze?
Jestem ciekaw jak to wygląda od strony metodologicznej.
a mi to zaczyna zionąc:
podmiot liryczny w wierszu mówi.....
jak mozna analizowac komiks kadr po kadrze, strona po stronie ?
rozumiem że skupiasz się na szczegółach, tylko z grubsza patrząc na całośc ? ale czy cos takiego ma sens ? czy w ten sposób nie ogranicza postrzegania komiksu jako całości ??
nie wiem 8)
I dodam, że jedynie analiza "kadr po kadrze" ma sens, ale analiza nie jest celem samym w sobie tylko dzialaniem prowadzącym do interpretacji: a interpretacja jest - wynikającym z analizy - spojrzeniem na komiks jako pewną całość.
Cytat: "N.N."
I dodam, że jedynie analiza "kadr po kadrze" ma sens, ale analiza nie jest celem samym w sobie tylko dzialaniem prowadzącym do interpretacji: a interpretacja jest - wynikającym z analizy - spojrzeniem na komiks jako pewną całość.
toś mnie zabił,
słowa już złego nie powiem :D
Cytat: "Łoś"Podaj jakas strone z komiksu, to postaram Ci sie ja opisac pokrotce:)
Czy mam z tego rozumieć, że analizujesz komiks kadr po kadrze?
Jestem ciekaw jak to wygląda od strony metodologicznej.
Cytat: "Kingpin"Cytat: "Łoś"Podaj jakas strone z komiksu, to postaram Ci sie ja opisac pokrotce:)
Czy mam z tego rozumieć, że analizujesz komiks kadr po kadrze?
Jestem ciekaw jak to wygląda od strony metodologicznej.
a mi to zaczyna zionąc:
podmiot liryczny w wierszu mówi.....
jak mozna analizowac komiks kadr po kadrze, strona po stronie ?
rozumiem że skupiasz się na szczegółach, tylko z grubsza patrząc na całośc ? ale czy cos takiego ma sens ? czy w ten sposób nie ogranicza postrzegania komiksu jako calosci ??
nie wiem 8)
Cytat: "Kingpin"Cytat: "Łoś"Podaj jakas strone z komiksu, to postaram Ci sie ja opisac pokrotce:)
a mi to zaczyna zionąc:
podmiot liryczny w wierszu mówi.....
A, byłbym zapomniał - analiza niekoniecznie musi prowadzić do interpretacji. Może być - tak jak to napisał N.N. - środkiem do innego celu. Możesz np. zbadać to, w jaki sposób komiks przyciąga czytelnika, jak kieruje jego uwagą itp. (N.N. napisał, że coś w tym stylu stworzył).
N.N.: czy ten Twój tekst jest dostępny w sieci? Lub czy mógłbyś mi go udostępnić?
Swoją drogą pomysł miłeś niezły. Ludzie robią tak np. z filmami. Analiza pojedynczej sceny wcale nie jest w filmoznawstwie rzedkością.
N.N.: czy ten Twój tekst jest dostępny w sieci?
Lub czy mógłbyś mi go udostępnić?
Wszystko posiada znaczenie w dziele sztuki
Cytat: "Łoś"Wszystko posiada znaczenie w dziele sztuki
Mniej więcej takie zdanie napisał Roland Barthes - Gaiman użył go jako motta w "Signal to Noise"
Powyższa dyskusja przypomniała mi, że w Cahiers du Cinema, w numerze, bodajże lipiec-sierpień 1966, wyżej wzmiankowany Barthes przedstawił fantastyczna analizę pojedynczych klatek/zdjęć z różnych filmów (o ile pamiętam "Zwyczajnego faszyzmu" i "Obywatela Kane") i odnalazł w nich dodatkowy poziom przekazu. Nazwał to chyba "trzecim sensem".
Naprawdę interesująca rzecz (najlepszy dowód, że ją pamietam, mimo, że czytałem to ponad dwadzieścia lat temu).
Zastanawiam się, czy nie możnaby analogicznej rzeczy zrobić dla komiksu.
Tekst Barthesa o trzecim sensie ukazał się w którymś numerze "Kina" - nie pamiętam którym. Osobiście jednak wolę jego tekst o punkcie zerowym stylu literackiego i nawet próbuję go zastosować do komiksów...
Cytat: "N.N."
Tekst Barthesa o trzecim sensie ukazał się w którymś numerze "Kina" - nie pamiętam którym. Osobiście jednak wolę jego tekst o punkcie zerowym stylu literackiego i nawet próbuję go zastosować do komiksów...
Tworząc je, czy analizując?
Tekst Barthesa o trzecim sensie ukazał się w którymś numerze "Kina" - nie pamiętam którym. Osobiście jednak wolę jego tekst o punkcie zerowym stylu literackiego i nawet próbuję go zastosować do komiksów...
Cytat: "N.N."
Tekst Barthesa o trzecim sensie ukazał się w którymś numerze "Kina" - nie pamiętam którym. Osobiście jednak wolę jego tekst o punkcie zerowym stylu literackiego i nawet próbuję go zastosować do komiksów...
Nie miałem przyjemności. Czy to on stanowił podstawę wyjścia dla pracy Przylipiaka (lub chociaż jej tytułu)?
Cytat: "Viritim"
Tworząc je, czy analizując?
Analizując, ale doceniam złośliwość...
Wracając do tematu (książki o komiksie:)) - wiecie moze, czy pojawiło się ostatnio (lub ma pojawić) coś ciekawego? Chodzi mi o jakieś profesjonalne opracowania teoretyczne lub wprowadzające teorię w czyn (konkretne analizy).
Gdzie szukać winnych braku publikacji o komiksie? Wśród autorów? badaczy? wydawnictw? a może czytelników?
Cytat: "Łoś"
Gdzie szukać winnych braku publikacji o komiksie? Wśród autorów? badaczy? wydawnictw? a może czytelników?
To przede wszystkim brak czytelników -
To rzeczywiście jest problem. Ja staram się namawiać znajomych do czytania komiksów, ale ich nastawienie jest z założenia negatywne - komiks kojarzą z "Kaczorem Donaldem" lub "Supermanem".
A jak wg Ciebie można przekonać ludzi, by czytali. Ja założyłem, że jeśli uda mi się opublikować jakieś praca naukowe dotyczące sztuki komiksu, to w jakiś sposób udowodnie ludziom, że jest on wartościowy, że posiada wartości artystyczne, że nie można go postawić na połce poniżej literatury, malartstwa czy filmu.
Wiem, że moje ambicje "nawracania" potencjalnych odbiorców wydawać się mogą Kichotowym zadaniem, lecz uważam, że jakoś trzeba działać. A im więcej osób pomaga, tym lepiej.
Cytat: "Łoś"
To rzeczywiście jest problem. Ja staram się namawiać znajomych do czytania komiksów, ale ich nastawienie jest z założenia negatywne - komiks kojarzą z "Kaczorem Donaldem" lub "Supermanem".
Myślałem raczej o braku czytelników książek o komiksach. Nawet czytelnicy komiksów po nie nie sięgają, więc jak liczyć, że sięgnie po nie ktoś, kto komiksem się nie interesuje...
Cytuj
A jak wg Ciebie można przekonać ludzi, by czytali. Ja założyłem, że jeśli uda mi się opublikować jakieś praca naukowe dotyczące sztuki komiksu, to w jakiś sposób udowodnie ludziom, że jest on wartościowy, że posiada wartości artystyczne, że nie można go postawić na połce poniżej literatury, malartstwa czy filmu.
Też kiedyś tak założyłem.
Wiem, że moje ambicje "nawracania" potencjalnych odbiorców wydawać się mogą Kichotowym zadaniem, lecz uważam, że jakoś trzeba działać. A im więcej osób pomaga, tym lepiej.
Angażowanie się w z góry przegrane sprawy ma swój urok. Ja to lubię.
Cytat: "N.N."Cytuj
A jak wg Ciebie można przekonać ludzi, by czytali. Ja założyłem, że jeśli uda mi się opublikować jakieś praca naukowe dotyczące sztuki komiksu, to w jakiś sposób udowodnie ludziom, że jest on wartościowy, że posiada wartości artystyczne, że nie można go postawić na połce poniżej literatury, malartstwa czy filmu.
Też kiedyś tak założyłem.
Pomogło?
Czy taką sprawą byłaby na przykład idea założenia Instytutu Do Badań Nad Komiksem?
Bardziej sensowna wydaje mi się idea stworzenia archiwum, muzeum lub innej placówki zajmującej się gromadzeniem, katalogowaniem, dokumentowaniem i propagowaniem twórczości komiksowej (jakieś próby już były).
Zaistnienie takiej placówki z pewnością ułatwiłoby podjęcie bardziej systematycznych badań nad komiksem i mogłoby przyczynić się do powołania Instytutu. Bo póki co, badaniem komiksu zajmuje się w Polsce zbyt mało naukowców, by mogli zakładać cokolwiek (poza zakładaniem, że to, co robią, ma jakiś sens).
Stworzenie chociażby odziału komiksowego w bibliotece dużo by dało.
Jeśli badacz chce analizować jakiś rzadszy lub starszy komiks, musi go sobie kupić. A badaczy nie są najbogatszymi ludźmi w Polsce.
A w którym miejscu w Polsce znajduje się najbardziej aktywne środowisko badaczy komiksów?
Za wszytskie propozycje serdecznie dziękuje a prosze, żeby umeszczać je zgodnie z prawidłami, z jakimi ja na liście umieszczam
Co do dyskusji między Łosiem a NN - sądze, że takie książki stricte naukowe i powiedzmy - popularn-naukowe są potrzebne badaczom - owszem, ale fanom już nie. Bo ja nie rozumiem tego pojęcia fan (w kontekeście czystko komiksowym) i nie wiem co w sobie zawiera.
Rozumiem, że jako fan powiedzmy Stendhala, inaczej-miłośnik jego twórczości, w swojej bibloteczce będe miał liczne opracowania jego twórczości ( i to wcale nie w stylu, co poeta miał na myśli, na miłośc boską), liczne opracowania dot. samego autora, liczne publikacje dot. okresu, romantyzmu, historii itd.
Ale jak to się odnosi do fana komiksu? Czy fana jakiegoś twórcy, serii ... ? Nie wiem. To tak ad hoc.
Dzisiaj właśnie nabyłem wspomną pozycję :D
Nie podoba mi się jakość papieru.
Witam, ze względu na to, że zaczynam pisać prace magisterską o polskim rynku komiksowym, reklamach i innych formach promocji na tym rynku, prosiłbym o wskazanie mi książek, w których byłby przybliżony rynek komiksowy od strony promocji i dystrybucji. Z góry dzięki za pomoc.
Ciekaw jestem Twojej opinii. Bo ja na swój egzemplarzyk trochę poczekam. O ile w ogóle go dopadnę, bo zainteresowanie jest znaczne, a nakład chyba jednak za niski.
nie wiem dlaczego Timof zaczal od najnowszej ksiazki Beaty'ego, mam nadzieje, ze z czasem wyda jego wczesniejsza publikacje (dla mnie znacznie ciekawsza)Zaczął od najnowszej, bo jest najnowsza i dlatego, że Frąckiewicz o niej pisał na swoim blogu. Myślę (ale jest to tylko moje domniemanie), że publikacji towarzyszyło przekonanie, że ktoś, kto tak się rozpisał o wydaniu tej książki za granicą, napisze też o tym, że książka ukazała się w Polsce i że ukazała się tak szybko.
Od dłuższego czasu zastanawiam się na zakupem książek, których autorem jest Maciej Parowski. Z opisu oba tomy wydają się ciekawe, czy ktoś czytał i może w kilku zdaniach napisać czy warto?Maciej Parowski zbiera w tych ksiązkach to, co dotychczas napisał: artykuły, recenzje, felietony, inne takie. Za jednym zamachem przeczytać to trudno, ale czytane na wyrywki sprawia sporą przyjemność. Trochę na zasadzie podrózy sentymentalnej: I nie chodzi o powtórkę z rozrywki dla tych, ktorzy czytali wcześniej teksty Parowskiego, ale o możliwość ponownego spojrzenia na zjawiska sprzed kilku czy kilkunastu lat. Nie zawsze się z Parowskim zgadzam w tym, co pisze, ale wcale mi to w lekturze nie przeszkadza. Sa tam także wywiady z twórcami komiksowymi (Rosiński, Baranowski, Mleczko, Giraud). W tomie "Obrazy" oprócz tekstów jest jeszcze - przedrukowany w calości komiks "Naród wybrany". Są też inne komiksowe smaczki. Są też - wcale liczne - zdjęcia, na których widać starych wyjadaczy w czasach, gdy byli piękni i mlodzi
Nie do końca, ale jednak w temacie.
To ja też. Gość ma w lewej dłoni 6 palców - ale może tak miało być.Hehehe :) rzeczywiscie, ale wiesz cyborgizacja, wszczepy itp. to podstawa anime sf :)
To ja też. Gość ma w lewej dłoni 6 palców - ale może tak miało być.To nie jest palec.
N.N. czytałeś może tę książkę? Jestem cholernie ciekaw Twojego zdania w tym temacie. Może Twoje - naukowe - podejście do sprawy będzie inne. Ciekaw jestem czy Tobie się ta pozycja podoba i uważasz ją za wartościową. Pamiętam, że poprzednia książka o anime/mandze, która ukazała się w Polsce nie przypadła Ci do gustu. Jeśli zechcesz to podziel się proszę swoją opinią.Nie czytałem jeszcze tej książki, chociaż mam ją na półce.
Przeczytałem recke i oczywiście nie tknę tej książki bez żadnych wyrzutów sumienia, ale nie o książce chciałem tutaj napisać. Zainteresowało mnie bowiem to, co napisałeś w odniesieniu do terminu otaku, iż jest on uważany za obraźliwy, a czego wcześniej nie wiedziałem. Poszperałem w necie i dowiedziałem się, że termin ten jest obraźliwy w Japonii. Poszperałem trochę dalej i znalazłem coś takiego: Otaku is extremely negative in meaning as it is used to refer to someone who stays at home all the time and doesn't have a life (no social life, no love life, etc). Usually an otaku person has nothing better to do with their life so they pass the time by watching anime, playing videogames, surfing the internet (otaku is also used to refer to a nerd/hacker/programmer).I tak naprawdę, to nadal nie wiem dlaczego nazywanie kogoś otaku miałoby być czymś obraźliwym. Szczerze mówiąc, to ten opis dość mocno pasuje do mnie i zupełnie się tego nie wstydzę, a wręcz przeciwnie, jestem bardzo zadowolony, że jestem właśnie taki. I dlatego od dziś z dumą będę przedstawiał się jako Kuki Oktopus Otaku.
Wspominałem powyżej o pewnej książce o anime. Na japonia-online.pl jest moja recenzja tej pozycji jeśli kogoś interesuje.
http://japonia-online.pl/article/381 (http://japonia-online.pl/article/381)
Otaku od zawsze było traktowane nieco obraźliwie. Otaku to synonim osoby, która nie wychodzi z domu, żyje tylko światem wirtualnym. Taka ciapa kochająca się w postaciach z komiksów. Tak można to - oczywiście upraszczając - podsumować ten termin. W Polsce też tak było praktycznie od zawsze, że nazwanie kogoś otaku nie było przyjemne.Twój opis pokrywa się zatem w dużej mierze z przytoczonym przeze mnie opisem angielskim. W rzeczy samej, "taka ciapa żyjąca tylko światem wirtualnym i kochająca się w postaciach z komiksów", to właśnie dokładnie ja.
A nieco historycznie to termin ten kojarzy się źle od momentu, gdy niejaki Tsutomu Miyazaki porwał, zgwałcił, poćwiartował i po części zjadł cztery dziewczynki w wieku od 4 do 7 lat... w jego pokoju znaleziono mnóstwo komiksów i media określiły, go że jest otaku i od tej pory (przynajmniej przez kilka następnych lat)każdy fan mangi/anime był podejrzany. Termin ten nie kojarzy się dobrze.No, to już o wiele więcej wyjaśnia w odniesieniu do negatywnych konotacji terminu. Jeśli chodzi o mnie, to zapewniam, że nikogo zjadam, ani nic z tych rzeczy. Po prostu jestem zupełnie nieszkodliwym, ciapowatym otaku, który nie lubi wychodzić na zewnątrz, a to forum aktualnie całkowicie zaspokaja moją potrzebę kontaktów międzyludzkich.
Czy ktoś z Was kupił już sobie książkę Kamili Tuszyńskiej w sklepie gildii lub gdziekolwiek indziej?Chyba czegoś tutaj nie rozumiem, bo mnie sie wyswietla "Dostępność: 1-2 dni robocze":
Pytam, bo w Sklepie Gildii nagle stała się niedostępna i nie wiem, czy już się rozeszła, czy sklep jej nie dostał, czy też wydanie zostało opóźnione?
Z góry dziękuję za odpowiedźI proszę się nie wywyższać.
Chyba czegoś tutaj nie rozumiem, bo mnie sie wyswietla "Dostępność: 1-2 dni robocze":Godzinę temu było: "produkt niedostępny". Bez żadnych dodatkowych informacji.
http://www.sklep.gildia.pl/literatura/299841-kamila-tuszynska-narracja-w-powiesci-graficznej (http://www.sklep.gildia.pl/literatura/299841-kamila-tuszynska-narracja-w-powiesci-graficznej)
I proszę się nie wywyższać.
Z tego, co mi wiadomo, książka powinna być już dostępna na Gildii - przynajmniej taką informację dostałam od wydawcy.
Na pewno jest na stronie Empiku i oczywiście PWN.
Wiele sobie po niej obiecuję, bo też i reklama obiecuje wiele.
Najwyższy stopień ewolucji gatunku?? Że niby komiksowe adaptacje dzieł literatury? Nie zgadzam się. Wolę komiksy oryginalne, tworzone od początku do końca w tej formie. Adaptacje jednak stoją u mnie niżej w hierarchi.
Najwyższy stopień ewolucji gatunku?? Że niby komiksowe adaptacje dzieł literatury? Nie zgadzam się. Wolę komiksy oryginalne, tworzone od początku do końca w tej formie. Adaptacje jednak stoją u mnie niżej w hierarchi.
przecież i tak nie przeczytasz tej książki, więc może daruj sobie komentowanie. teza kontrowersyjna, na pierwszy rzut oka również się z nią nie zgadzam, ale z chęcią dowiem się, dlaczego ludzie lepiej zaznajomieni z medium ją postawili i co według nich za nią przemawia.
A etykieta powieść graficzna jest (nie tylko moim zdaniem) całkowicie sztucznym pretensjonalnym tworem, z czym od dawna zgadza się nawet wielu twórców powyższej. próby tłumaczenia jej i sankcjonowania zwłaszcza w dzisiejszych czasach uważam za śmieszne i snobistyczne
I są to książki polskich autorów.
Ciekaw jestem, co byś napisał, gdyby któryś z naszych wydawców zaczał wydawać książki o graphic novels, które ukazują się za granicą:
Jaka miła niespodzianka. Witamy na forum :smile:
Nieobecność Pani książki w sklepie Gildii była chwilowa. Zamówiłem jeszcze wczoraj. Wiele sobie po niej obiecuję, bo też i reklama obiecuje wiele.
W srode ide po czipsy, chociaz, jak wczoraj otwarlem paczke, to akurat Orlinski wylecial z tematu na fejsiku(http://www.forum.gildia.pl/file:///C:/Users/Kamilka/AppData/Local/Temp/msohtmlclip1/01/clip_image001.gif)
Przychylam @8azylowi, po co tracić kasę na jakieś WKKM skoro można wydać książkę ze streszczeniami, do tego atrapę grzbiecików (półka się nie wygnie nie i kurzu nie zbiera), a ile kasy się oszczędzi(http://www.forum.gildia.pl/file:///C:/Users/Kamilka/AppData/Local/Temp/msohtmlclip1/01/clip_image002.gif)
Swoją drogą intrygujące byłoby obserwowanie go podczas lektury książki Tuszyńskiej.
Zwróć uwagę, że jest to druga książka o powiesciach graficznych, jaka pojawia się w tym miesiącu. A do końca roku daleko.I są to książki polskich autorów.Ciekaw jestem, co byś napisał, gdyby któryś z naszych wydawców zaczał wydawać książki o graphic novels, które ukazują się za granicą:
O pierwszej publikacji (Robert S. Petersen, Comics, Manga, and Graphic Novels: A History of Graphic Narratives, 2011) wspominam w swojej książce, a drugą (J. Baetens, H. Frey, The Graphic Novel: An Introduction) obszernie komentuję :wink:
Swoją drogą ktoś ohydnie skopał indeks :shock:
meh, indeks to nic, ja sie od poczatku lektury zastanawiam, dlaczego czesc komiksow w bibliografii, ma podane daty tylko polskiej publikacji?
BTW podobno jest jakis problem z egz., ktore powinny byc ustawowo dostarczone do bibliotek? Autorce gratuluje, ze naklad tak szybko sie rozszedl, ale, skoro juz nawet panstwowe wydawnictwa maja wywalone na biblioteki, to nie jest dobrze.
Dobra, strzelamy sie tutaj po zakonczeniu lektury?
Ach. Książka się nie rozeszła. Ona pojawia się (w ofertach) i znika (z ofert) niczym Kamila Tuszyńska na Forum Gildii, ale ciągle jest w sprzedaży.
Hm... Rafał Wójcik stwierdził jednoznacznie, że PWN świadomie nie przysłał obowiązkowego egzemplarza do BU w Poznaniu, tłumacząc się, że skończył im się nakład.Mój znajomy księgarz najpierw poinformował mnie, że nakład jest wyczerpany, a jakiś czas potem książkę sprowadził. Jako, że w tym czasie kupiłem ja w sklepie Gildii (też nie bez przygód, bo i tu pojawiła się, zniknęla i znowu pojawiła), to jej od niego nie wziąłem. Może PWN ją odkupi, żeby zrealizować ustawowy obowiązek?
Czyli mamy książkę, która pojawia się i znika, autorki, która pojawia się i znika?
W dodatku nie do końca wiadomo, do kogo skierowana jest ta książka (wbrew zapewnieniom (z okładki)Tomka Kołodziejczaka), mam poważne wątpliwości co do tego, że jest ona skierowana do "fachowców i zainteresowanych laików", ba, mam wrażenie, że nawet wśród badaczy nie otworzy ona, niestety "dyskusji o fenomenie powieści graficznej".
To jest napisane w sposób tak hermetyczny i naszpikowany "fachowym słownictwem", że jedynie baaaardzo wąskie grono naukowców odnajdzie jakąś przyjemność w lekturze.
W dodatku mam dziwne wrażenie, że autorka część omawianych tematów opiera nie na znajmości komiksów, tylko na podst. subiektywnych i fragmentarycznych tekstów o tych komiksach (vide "styl rosyjski" czy komiks czeski).
(...)
W dodatku nie do końca wiadomo, do kogo skierowana jest ta książka (wbrew zapewnieniom (z okładki)Tomka Kołodziejczaka), mam poważne wątpliwości co do tego, że jest ona skierowana do "fachowców i zainteresowanych laików", ba, mam wrażenie, że nawet wśród badaczy nie otworzy ona, niestety "dyskusji o fenomenie powieści graficznej".
To jest napisane w sposób tak hermetyczny i naszpikowany "fachowym słownictwem", że jedynie baaaardzo wąskie grono naukowców odnajdzie jakąś przyjemność w lekturze.
W dodatku mam dziwne wrażenie, że autorka część omawianych tematów opiera nie na znajmości komiksów, tylko na podst. subiektywnych i fragmentarycznych tekstów o tych komiksach (vide "styl rosyjski" czy komiks czeski).
W tej chwili najbardziej brakuje mi na rynku ksiązki BirkaJaką książkę Birka masz na myśli?
Jaką książkę Birka masz na myśli?
(https://images.gildia.pl/_n_/literatura/tworcy/praca_zbiorowa/historia-komiksu-w-polsce-i-na-swiecie/okladka-450.jpg)
Wszedłem dziś do empiku i na półce znalazłem książkę "Komiks na świecie i w Polsce" (wyżej reprodukcja okładki ze strony sklepu gildii - prawdziwa ma inny tytuł). Wcześniej nic o niej nie słyszałem, chociaż ma książka ośmiu patonów medialnych, w tym Gildię, KZ, "Zeszyty komiksowe" i Aleję Komiksu. Możliwe, że nie słuchałem zbyt uważnie.
Rzecz jest pomyślana jako rodzaj prostego wprowadzenia do komiksu: krótka historia komiksu na świecie i nieco bardziej szczegółowe omówienie dziejów komiksu w Polsce. Garść wyjaśnień, co jest czym, wskazanie najważniejszych zjawisk, twórców i dzieł. Bogato ilustrowane. Dobrze opracowane. przystępne,
W sklepie Gildii jeszcze nie ma, ale jest zapowiedź:
https://www.sklep.gildia.pl/literatura/317575-michal-traczyk-komiks-na-swiecie-i-w-polsce (https://www.sklep.gildia.pl/literatura/317575-michal-traczyk-komiks-na-swiecie-i-w-polsce)
Książka miała kilkukrotnie przesuwaną premierę.
okładka też rózni się od pierwotnego zamysłu.
Podczas lektury w co najmniej kilku miejscach miałem odruch przeczącego kręcenia głową. Nie notowałem sobie tych tez z którymi się nie zgadzam więc nie jestem w stanie ich tutaj wszystkich przytoczyć, jednak nie były to jednostkowe przypadki. Oczywiście nie jestem naukowcem tak jak autor i nie przeczytałem tych wszystkich prac naukowych, które cytuje więc moje osobiste poglądy mogą być błędne.
Najbardziej zainteresował mnie chyba rozdział o definicji komiksu. Tutaj pamiętam, że nie mogłem zrozumieć dlaczego autor ogranicza komiksy tylko do tych, które są rysowane. Co w takim razie z fotokomiksami czyli narracją opowiedzianą przy pomocy zdjęć, a nie rysunków? Czy to już nie są komiksy? W takim razie czym są?
Dodatkowo stwierdzenie tego typu, że komiksy nieme nigdy nie zyskają szerszej popularności dlatego w definicji komiksu akcentujemy element werbalny komiksu, jest moim zdaniem nieporozumieniem.
Fotografia operuje mechaniczną reprodukcją rzeczywistości 1:1. Rysunek to czyjaś subiektywna wizja tej rzeczywistości i równie dobrze może być hiperrealistycznym odwzorowaniem rzeczywistości (jej fotograficznego obrazu) jak i radykalnym uproszczeniem przedstawienia do kilku kresek. W fotokomiksie to aparat robi obrazy, a twórca tylko je kadruje, porządkuje i dokleja dymki. W komiksie rysownik wybiera narzędzia, styl, w jakim wykona rysunki, stopniuje ekspresję, raz rysując starannie, raz bazgrząc z rozmachem itp. Inny warsztat, inne efekty, inna relacja wobec rzeczywistości przedstawionej, krotko mówiąc - wszystko inne.Nie zawsze jest tak że fotografia odwzorowuje świat w proporcji 1:1. Poprzez użycie filtrów, przesłon, panoram i innych technik fotograficznych można uzyskać różne efekty. Jestem przekonany, że profesjonalny fotograf może uzyskać diametralnie odmienny efekt używając jedynie aparatu niż np. ja robiąc zdjęcie komórką - tego samego obiektu, w tym samym czasie.
Jak sama nazwa fotokomiksy" to "foto-komiksy" - odmienny gatunek artystyczny, powszechnie zresztą uważany za mało artystyczny. Może kiedyś to się zmieni, ale póki co, nie ma o czym gadać.Nie wiedziałem, że fotokomiksy kwalifikuje się jako odrębny gatunek. Dzięki za wyjaśnienie. Nie zgadzam się jednak z tym, że jest on mało artystyczny przynajmniej nie z definicji. Skoro fotografia jest uznanym gatunkiem artystycznym to dlaczego narracja tworzona przy zastosowaniu fotografii miałaby nie być? Co do praktycznych przykładów - być może jest mało artystyczna. Na myśl przychodzą mi fotokomiksy z Bravo czytane za młodu, które oczywiście artystycznej wartości nie miały żadnej. Tym niemniej dlaczego nie wykorzystać twórczo i artystycznie potencjału, który, moim zdaniem, kryje się również w tym gatunku?
Nie mam książki pod rąką, ale jeśli rzeczywiście taki argument tam pada, to jest to nieporozumienie. Element werbalny komiksu jest zazwyczaj akcentowany, ponieważ komiks "opowiada" historie, a narzedziem opowiadania jest język. Harvey wręcz stwierdził (i to także jest kontrowersyjna teza), że słowo w komiksie jest obecne domyślnie. Pamiętam, że Gąsowski wobec takich koncepcji się dystansuje - jako koncepcji logocentrycznych - i dąży do stworzenia opisu, w ramach którego język nie byłby uprzywilejowanym narzędziem, ale konkretnego fragmentu wywodu nie pamiętam.Nie, wprost takie zdanie w książce nie padło. Jedynie tak odczytałem przekaz autora, być może mylnie. Pamiętam jednak, że padło zdanie o marginalnej roli niemych komiksów i o tym, że autor nie przewiduje aby to się zmieniło. A jako, że było to w rozdziale o definicji komiksu i, o ile pamiętam, przyjęta przez autora definicja komiksu, jednak zawiera element werbalny, to tak to mi się właśnie ułożyło.
Nie zawsze jest tak że fotografia odwzorowuje świat w proporcji 1:1. Poprzez użycie filtrów, przesłon, panoram i innych technik fotograficznych można uzyskać różne efekty.Jak zapewne wiesz, pewne sposoby wykorzystania (takiej przetworzonej, poddanej obróbce) fotografii w komiksie zostały zaakceptowane (Dave McKean, późny Bolton, van Fleet), ale reguła, którą opisałem wciąż rządzi.
Nie wiedziałem, że fotokomiksy kwalifikuje się jako odrębny gatunek. Dzięki za wyjaśnienie. Nie zgadzam się jednak z tym, że jest on mało artystyczny przynajmniej nie z definicji.Nic nie jest mało artystyczne "z definicji" i to, co napisałem o jakości artystycznej foto-komiksów nie było częścią ich definicji, ale zwykłym stwierdzeniem, że do tej pory foto-komiksy nie zachwyciły krytyków do tego stopnia, żeby Ci zaczęli poświęcać im uwagę. Szerszego grona odbiorców chyba też nie.
...dlaczego nie wykorzystać twórczo i artystycznie potencjału, który, moim zdaniem, kryje się również w tym gatunku?Są twórcy, którzy próbują. Niektórzy, od lat (jak Richard Corben czy wspomniany van Fleet). Jeszcze wszystko się może zdarzyć.
Jak zapewne wiesz, pewne sposoby wykorzystania (takiej przetworzonej, poddanej obróbce) fotografii w komiksie zostały zaakceptowane (Dave McKean, późny Bolton, van Fleet), ale reguła, którą opisałem wciąż rządzi.Tyle tylko, że jak sam wskazujesz, ci twórcy stosują twórczą obróbkę fotografii w komiksie (tu można dodać też np. Templesmitha). A mi chodziło o fotografię przed jej przetworzeniem, o którym pisałeś, przy zastosowaniu samego aparatu fotograficznego i zdolności samego fotografa, o wywołanie różnych efektów, które nie będą odzwierciedlały świata rzeczywistego w proporcji 1:1. Najprostszy z możliwych przykładów - fotografia czarno biała nie odwzorowuje przecież świata, gdyż pomija kolory.
Tyle tylko, że jak sam wskazujesz, ci twórcy stosują twórczą obróbkę fotografii w komiksie (tu można dodać też np. Templesmitha). A mi chodziło o fotografię przed jej przetworzeniem, o którym pisałeś, przy zastosowaniu samego aparatu fotograficznego i zdolności samego fotografa, o wywołanie różnych efektów, które nie będą odzwierciedlały świata rzeczywistego w proporcji 1:1. Najprostszy z możliwych przykładów - fotografia czarno biała nie odwzorowuje przecież świata, gdyż pomija kolory.
Wobec takiej konkurencji fotokomiks nie ma szans nawet na obszarze sztuk uprawianych za pomocą aparatu fotograficznego i chyba na zawsze pozostanie w ich cieniu.
(...) Jak sama nazwa fotokomiksy" to "foto-komiksy" - odmienny gatunek artystyczny, powszechnie zresztą uważany za mało artystyczny. Może kiedyś to się zmieni, ale póki co, nie ma o czym gadać.moim zdaniem traktowanie fotokomiksow jako gatunku odrebnego od komiksow jest co najmniej sztuczne, o ile nie bledne. po pierwsze, co z takimi rzeczami posrednimi jak chocby kwapiszon czy fotograf? po drugie, nierzadko bywa, zwlaszcza w tlach mang, ze mangacy biora zywcem fotografie i przetwarzaja ja komputerowo celem "udawania" normalnego, czarno-bialego rysunku. po trzecie, troche na boku, ale nawiazujac do zastosowania komputerow jako antytezy "czystego" warsztatu rysownika: co w takim razie powiedziec o juz dzis niemal powszechnym stosowaniu w komiksach efektow komputerowych, jak chocby w zakresie efektow oswietlenia i rzutowania cieni, a takze o samym rysowaniu wspomaganym komputerowo? i po czwarte, skrajny przypadek komputerowy: jak nazwac cos, co charakteryzuje sie narracja obrazkowa charakterystyczna dla komiksu, ale w ktorym obrazy zostaly zrealizowane poprzez "robienie fotek" wirtualnego swiata 3D, ktory calkowicie zostal wymodelowany przy wykorzystaniu programow do modelowania 3D (takich jak np. 3D studio czy blender), oswietlony i zwizualizowany przy wykorzystaniu stosownych algorytmów tzw. wizualizacji realistycznej czy innej, na zasadach analogicznych jak ma to miejsce w grach 3D?
moim zdaniem traktowanie fotokomiksow jako gatunku odrebnego od komiksow jest co najmniej sztuczne, o ile nie bledne. po pierwsze, co z takimi rzeczami posrednimi jak chocby kwapiszon czy fotograf?Jak już sam odpowiedziałeś są "rzeczami pośrednimi". Skoro tak o nich piszesz, to znaczy, że widzisz różnicę pomiędzy nimi i komiksami.
po drugie, nierzadko bywa, zwlaszcza w tlach mang, ze mangacy biora zywcem fotografie i przetwarzaja ja komputerowo celem "udawania" normalnego, czarno-bialego rysunku.Rysunek jest tutaj zrobiony/przetworzony: to już nie fotografia, ale konkretny twór plastyczny stworzony dzięki jej wykorzystaniu (ocena jakości tego działania, to inna sprawa).
po trzecie, troche na boku, ale nawiazujac do zastosowania komputerow jako antytezy "czystego" warsztatu rysownika: co w takim razie powiedziec o juz dzis niemal powszechnym stosowaniu w komiksach efektow komputerowych, jak chocby w zakresie efektow oswietlenia i rzutowania cieni, a takze o samym rysowaniu wspomaganym komputerowo?A jaki to ma związek z fotografią?
i po czwarte, skrajny przypadek komputerowy: jak nazwac cos, co charakteryzuje sie narracja obrazkowa charakterystyczna dla komiksu, ale w ktorym obrazy zostaly zrealizowane poprzez "robienie fotek" wirtualnego swiata 3D, ktory calkowicie zostal wymodelowany przy wykorzystaniu programow do modelowania 3D (takich jak np. 3D studio czy blender), oswietlony i zwizualizowany przy wykorzystaniu stosownych algorytmów tzw. wizualizacji realistycznej czy innej, na zasadach analogicznych jak ma to miejsce w grach 3D?A jaki to ma związek z fotografią?
dlatego, powtorze raz jeszcze: moim zdaniem podzial taki jest sztuczny i dla mnie jedynym sensownym kryterium, wzgledem ktorego mozna uznac cos za komiks, jest narracja prowadzona obrazkami (w sposob nieciagly, zeby wykluczyc film), natomiast jak te obrazki zostaly stworzone nie ma juz zadnego znaczenia. oczywiscie czy to jest artystyczne, czy nie, to juz inna sprawa.
Jak już sam odpowiedziałeś są "rzeczami pośrednimi". Skoro tak o nich piszesz, to znaczy, że widzisz różnicę pomiędzy nimi i komiksami.
[o mandze] Rysunek jest tutaj zrobiony/przetworzony: to już nie fotografia, ale konkretny twór plastyczny stworzony dzięki jej wykorzystaniu (ocena jakości tego działania, to inna sprawa).jesli uwazasz, ze obraz powstaly po zastosowaniu filtru krawedziowego do oryginalnej fotografii i ew. niewielki retusz mozna uznac za "twor plastyczny", to moge tylko na to wzruszyc ramionami.
[efekty komputerowe] A jaki to ma związek z fotografią?taki, ze wymienione efekty maja za zadanie podniesienie realizmu rysunkow zblizajac je do fotografii; algorytmy stojace u podloza tych efektow wykorzystuja nierzadko symulacje fizyczne sledzenia fotonow (takie jak np. photon tracing), w krancowym przypadku celem uzyskania realistycznego efektu tzw. globalnego oswietlenia. zatem zgodnie z popierana przez ciebie teza, autorzy komiksow stosujacy takie efekty staraliby sie w ten sposob zminiejszyc komiksowosc swoich prac, co raczej byloby dziwne.
[fotografia swiata wirtualnego] A jaki to ma związek z fotografią?taki, ze zamiast fotografowania tzw. swiata rzeczywistego, fotografuje sie tutaj swiat wirtualny, przy czym z punktu widzenia technik fotografii to ostatnie niemalze nie rozni sie od fotografowania aparatem cyfrowym.
Właśnie nazwałeś "komiksem" mnóstwo rzeczy, ktorych nikt nigdy tak nie nazywał (np. fotoreportaż).tak, fotoreportaz rzeczywiscie stanowi tutaj pewien problem. ale to jak na razie jedna rzecz, a napisales "mnostwo". co zatem jeszcze?
I a propos uwagi w nawiasie: film prowadzi narrację w sposób nieciągły. W trakcie wyświetlania go z projektora, w ciągu jednej sekundy oglądamy 24 nieruchome kadry (ruch to złudzenie, jakiemu ulegamy). "Ale można powiedzieć, że zanim zostanie wyświetlony, film to bardzo, bardzo, bardzo powolny komiks" - jak to zgrabnie ujął Scott McCloudnie zgadzam sie tutaj z McCloudem, bo, to co nazywa on filmem, jest tylko jednym z mozliwych nosnikow fizycznych filmu, natomiast do zaistnienia filmu potrzebna jest jego projekcja (oraz rzecz jasna widz).
I a propos uwagi w nawiasie: film prowadzi narrację w sposób nieciągły. W trakcie wyświetlania go z projektora, w ciągu jednej sekundy oglądamy 24 nieruchome kadry (ruch to złudzenie, jakiemu ulegamy). "Ale można powiedzieć, że zanim zostanie wyświetlony, film to bardzo, bardzo, bardzo powolny komiks" - jak to zgrabnie ujął Scott McCloud
nie, nie widze.Nie moja wina.
jesli uwazasz, ze obraz powstaly po zastosowaniu filtru krawedziowego do oryginalnej fotografii i ew. niewielki retusz mozna uznac za "twor plastyczny", to moge tylko na to wzruszyc ramionami.W odpowiedzi ja też nimi wzruszę.
wymienione efekty maja za zadanie podniesienie realizmu rysunkow zblizajac je do fotografii; algorytmy stojace u podloza tych efektow wykorzystuja nierzadko symulacje fizyczne sledzenia fotonow (takie jak np. photon tracing), w krancowym przypadku celem uzyskania realistycznego efektu tzw. globalnego oswietlenia. zatem zgodnie z popierana przez ciebie teza, autorzy komiksow stosujacy takie efekty staraliby sie w ten sposob zminiejszyc komiksowosc swoich prac, co raczej byloby dziwne.Albo źle zrozumiałeś, co napisałem, albo celowo coś mi imputujesz. To nie jest moja teza.
taki, ze zamiast fotografowania tzw. swiata rzeczywistego, fotografuje sie tutaj swiat wirtualny, przy czym z punktu widzenia technik fotografii to ostatnie niemalze nie rozni sie od fotografowania aparatem cyfrowym.
tak, fotoreportaz rzeczywiscie stanowi tutaj pewien problem. ale to jak na razie jedna rzecz, a napisales "mnostwo". co zatem jeszcze?
nie zgadzam sie tutaj z McCloudem, bo, to co nazywa on filmem, jest tylko jednym z mozliwych nosnikow fizycznych filmu, natomiast do zaistnienia filmu potrzebna jest jego projekcja (oraz rzecz jasna widz).
3. jesli za McCloudem uznajesz, że "zanim zostanie wyświetlony, film to bardzo, bardzo, bardzo powolny komiks", a klatki filmu fabularnego to przeciez nic innego jak fotografie, to dlaczego taka sekwencje fotografii jestes sklonny uznac za komiks (bardzo, bardzo, bardzo powolny, ale zawsze), a fotokomiks juz wg ciebie komiksem nie jest?
dzieki za odpowiedzi. znajac twoj sposob prowadzenia dyskusji na forum, przyznam, ze innych nie oczekiwalem i dlatego nie czuje sie zawiedziony.
Wpakowałeś się ze swoimi pretensjami, zaczepnymi uwagami i prostackimi definicjami w cudza rozmowę
Nie z tobą dyskutowałem i nie dyskutowałem wcale o tym, o czym ty chciałeś dyskutować. Wpakowałeś się ze swoimi pretensjami, zaczepnymi uwagami i prostackimi definicjami w cudza rozmowę, a teraz pozujesz na skrzywdzoną czy też nieuczciwie potraktowaną dziecinę.
Prawda jest taka, że unikam jak mogę, dyskusji na tym forum, żeby uniknąć takich właśnie zaczepek, jak Twoja.
Czuję wręcz fizyczny ból i mdli mnie, kiedy ktoś, kto nawet nie postarał się, żeby przeczytać do końca to, co napisałem i wcale nie zamierza próbować zrozumieć, o co mi chodzi, zaczyna bombardować mnie jakimiś wydumanymi zarzutami, które w dużej mierze oparte są na tym, co sam sobie wymyślił i mi tylko przypisał.
Nie wiem, czy się przed kimś popisujesz, czy też sam sobie chcesz udowodnić, że jesteś mądrzejszy ode mnie , ale już sobie odpuść. Bo ja tylko udaję inteligentnego, a w rzeczywistości jestem cham i prostak, który czyta komiksy i niczego z rozmowy ze mną nie wyniesiesz.
Wydaje mi się, że dziś McCloud takiego zgrabnego porównania by już nie proponował...
18 kwietnia nakładem Wydawnictwa Agora ukaże się polskie wydanie książki Reeda Tuckera "Mordobicie. Wojna superbohaterów. Marvel kontra DC Comics" (oryg. “Slugfest: Inside the Epic, 50-year Battle between Marvel and DC”). Tłumaczenie: Krzysztof Kurek
W opisie zastanawia mnie jedno - Stan Lee faktycznie przeniósł się do DC???
"magicznej maści" zamiast "czynnika gojącego".
Przy okazji dodam, że książkę czyta się leciuteńko. Ten aż nazbyt lekki styl nieco mnie wręcz irytuje, ale jakoś pasuje.Czasem żarty wtykane przez autora są wysilone i w ogóle bez sensu, czasem jednak są udane i licujące z tematem oraz specyfiką komiksu superbohaterskiego. Ujęło mnie np. porównanie szoku jaki wywarła na fanach wieść o bankructwie Marvela w latach 90. do wrażenia jakie zrobiłaby na dzieciach informacja że Świnka Peppa ma raka.
Całość jest właściwie opowieścią o DC i Marvelu od lat 60. do dziś, pisaną ze skupieniem się na roli i perspektywie redaktorów.Fakt, że Złota Era i ówczesny rynek komiksów superbohaterskich został potraktowany bardzo skrótowo i właściwa narracja rozpoczyna się od lat 60. Wygląda jednak po prostu na to, że Tucker najlepiej "czuje" lata 80. i 90., które zna z autopsji i o nich pisze najbardziej szczegółowo i najciekawiej.
Tucker zarzeka się, że nie jest stronniczy, ale więcej szpil - zwłaszcza na początku - wbija DC....ale pod koniec większe cięgi zbiera od niego Marvel. Więc równowaga jest.
A jednak dla mnie (preferującego Marvela) właśnie ustępy o DC były ciekawsze. Może dlatego, że o Marvelu czytałem więcej, a taka "Niezwykła historia Marvel Comics" Seana Howe bije jednak "Mordobicie" na kwaśne jabłko...Po przeczytaniu całości mogę potwierdzić, że stylistycznie i merytorycznie Tucker ustępuje Howe'owi, ale nie jest to poddanie pola. Po prostu najciekawiej pisze mu się właśnie o latach 80. i 90. (czyli w drugiej połowie książki), a więc jego praca jest faktycznie pociągnięciem książki Howe'a dalej. O ile pamiętam, Howe lata 80. już trochę skracał, a o 90. pisał bardzo zdawkowo.
Dodam, że jak zwykle w tego typu publikacjach wydawca nie pokusił się o dodanie jakiegokolwiek indeksu, co uważam za zbrodnię na czytelniku. Tłumacza też kilka razy dało się przyłapać na błędzie. Najgorszy, to pisanie o legendarnej Flo Steinberg jako o "byłym asystencie" Stana Lee. Agoro, dbająca o parytety itd. - byś się wstydziła!Takich błędów faktycznie trochę jest. Płeć zamieniono też Ann Nocenti, która przez większość książki jest kobietą, ale pod koniec w pewnym momencie staje się mężczyzną.
Wygląda jednak po prostu na to, że Tucker najlepiej "czuje" lata 80. i 90., które zna z autopsji i o nich pisze najbardziej szczegółowo i najciekawiej....Z tym się nie zgodzę. Autor bardzo pobieżnie traktuje odejście ojców założycieli Image. A przecież tam był większy konflikt z wydawnictwem niż on to zarysował w książce, akurat w tej kwestii Howe spisał się lepiej.
Z tym się nie zgodzę. Autor bardzo pobieżnie traktuje odejście ojców założycieli Image. A przecież tam był większy konflikt z wydawnictwem niż on to zarysował w książce, akurat w tej kwestii Howe spisał się lepiej.To prawda. Ale sądzę, że - podobnie jak pobieżne potraktowanie Golden Age - wynika to z tematu książki, którym jest rywalizacja dwóch największych wydawnictw pomiędzy sobą, a nie ich interakcje z całym minestreamem.
Też bym więcej o tym przeczytał, ale jako zarzut trudno mi to traktować.No racja. To nie jest zarzut. Mam jednak wrażenie, że jak wcześniej DC dostaje sporo (i zasłużenie) krytyki, to jednak Marvel dostaje jej mniej. To co podałem, zostało potraktowane bardzo skrótowo, a nawet powiedziałbym że twórcy zostali pokazani jako ci źli którzy porzucili wydawcę, który dawał i kupę kasy z tantiem (to jest wyraźnie zaznaczone). A przecież Jim Lee ostatecznie później sprzedał cały swój imprint WildStorm do DC, co w kontekście rywalizacji idealnie by się wpasowało.
Eee tam. Steranko to jest dopiero tytan. :cool:W sumie masz racje bo to widać już po samym stylu bycia/ubierania się totalny maczo/mafioso włoski :D
@ upTo że było wiadomo o niej wcześnie to wiem. Najwidoczniej umknęło mi info o dostępnym fragmencie.
O książce było wiadomo już od maja od targów książki, gdzie dawano pierwszy rozdział w wersji papierowej