Przeczytałem przed chwilą "Statek Miecz". A w zasadzie wchłonąłem :P.
Pierwszy nasuwający się automatycznie wniosek - wreszcie Thorgal jest Thorgalem. Strzela z łuku, broni niewinnych, oszukuje "złych" by pomóc "dobrym", a za wszystkim stoi chęć odnalezienia syna. Część nazwie to odgrzewanym kotletem, ale dla mnie to długo wyczekiwany powrót do klasyki, który dokumentuje też powrót jednej z moich ulubionych postaci drugoplanowych w serii (
liczę, że w kolejnym albumie dowiemy co stało się z Derekiem i... Muffem, no i wygląda na to, że Jolan jednak wkrótce spotka się ze swoją pierwszą i największą miłością :P
). Generalnie niewiele się w tym albumie dzieje, ale dzieje się dobrze, sensownie i klimatycznie. Rysunki mistrz Rosińskiego są piękne, odbiorca szybko zagłębia się dzięki nim w mroźnym klimacie Northlandu, styl przypomina mi "Władcę Gór". Czego zabrakło? Może odrobinę więcej akcji, niestety kilka stron trzeba było poświęcić na wątek nudnego Jolana, przez co przygoda Thorgala była odrobinę krótsza i gdyby dodać jej tę ukradzioną odrobinę to uznałbym ją za stuprocentowo pełną. No, ale jakiś wstęp do serii o Jolanie trzeba było zrobić więc trudno mieć o to pretensje do Sentego.
Sente dostaje 8/10 (trochę na zachętę, bo wreszcie powrócił do starothorgalowego klimatu).
Rosiński dostaje 9/10 (bo w zasadzie nie ma się do czego przyczepić, wszystko wygląda tak, jak powinno).
Sam album oceniam jako najlepszy od czasów, niech stracę - "Barbarzyńcy"
. Jutro zabieram się za lekturę "Louve" i mam nadzieję, że ponownie się nie rozczaruję
.