Nie chodzi mi konkretnie o komiksy, książki, laleczki, czy cokolwiek innego. Chodzi mi o stosunek do klienta, jakim by ten klient nie był.
Jakby to smutno nie było to jest to jakaś norma wypracowana nie tylko przez Hatchette, ale też inne firmy np D'agositini. Wejdź na ich stronę, wejdź w dowolną kolekcję, rzadko która wybiega poza pierwszy numer, a te nieliczne nieczęsto wybiegają w przyszłość (znalazłem tylko jedną). Działa to dla nich od lat. Taką wypracowano na to metodę. Zmiana oznaczałaby, że komiks to coś wyjątkowego. A nie jest. Taka sama kolekcja jak medale II wojny, samochody czy model hiszpańskiego galeonu. Jak chcesz kupić kupisz, nie chcesz kupić to sobie zwroty w koszty wpiszą i od podatku opiszą.
Jestem pewien, że nie jest to z ich strony żadna złośliwość, a jedynie coś wypracowanego latami doświadczeń. Zyski z zapowiedzi na pewno nie przekraczają istotnie kosztów ich wprowadzenia i ewentualnego niedotrzymania.
Bo to o to chodzi: wypisanie zapowiedzi na stronie nic nie kosztuje, ale niedotrzymanie zapowiedzianego produktu w danym terminie już na pewno jakieś wymierne straty generować może.
EDIT: Sam pomyśl: wolisz firmę, która o niczym Ci nie mówi, ale wydaje swój produkt z dokładnością szwajcarskiego zegarka, czy firmę, która informuje Cię o wszystkim na bieżąco, ale zdarzają jej się w tych zapowiedziach zmiany i przesunięcia. Co jest dla PR firmy bardziej zabójcze?
Popatrz na Egmont, co im bardziej szkodzi: to, że całymi miesiącami "olewają" pytania czytelników na forum, czy to, że obiecany Sandman w HC nie wychodzi, i nie wychodzi, i nie wychodzi...
Albo popatrz jak wszyła Kultura Gniewu jak lata temu zapowiedzieli Bośniackiego Płaskiego Psa? Czy ktoś by płakał, jakby go rzeczywiście wydali nagle razem z filmem? By było "O Boże jaka niespodzianka", a jest "kiedy mój pies bośniacki? bo czekam i czekam"