PiątekEwelina (VC) i ja (DE) skończyliśmy ostatecznie rozpiskę na Turniej Par. Zero testowania, pełny luz, "co będzie to będzie". Żartem obiecałem Ewelinie, że jeśli na turnieju będą 4 masakry, zabieram ją do kina na "The Ring".
SobotaPrzyjechaliśmy koło 10:00, mało ludzi, wszyscy grają w WH40K, nikogo znajomego. Jednak tak trochę kiepsko zwijać się po 5 minutach od przyjazdu... Zgłosiłem naszą parę do Turnieju Par, wykupiłem wolne granie. Swoją drogą trochę kiepsko - pary płacą 10 zeta, a Master gra sobie za darmo
Trudno, nic się nie dzieje, na WH40K się nie znamy, zwijamy się.
Po drodze do metra spotykamy R(y)ogatego, którego próbujemy odwieść od pomysłu udania się na Bazyliszka, na szczęście nieskutecznie (o tem potem). Na schodach mijamy jeszcze Atoma - organizatora turnieju Mordheima.
OK, co by tu zrobić z tak pięknie rozpoczętym dniem? Nasze rozmyślania przerwał SMS od R(y)ogatego - wracajcie, gramy w Mordheima. Oki, podjechaliśmy po figurki, wróciliśmy i gramy.
Ewelina i ja kontra Atom i R(y)ogaty - DE+DE vs Beastmen+Adventurers. Wyrdstone Hunt, 2 bandy na stronę. Po jakichś pięciu turach regularnej rzeźni musieliśmy uznać wyższość przeciwników (głównie Beastmenów), chociaż sfrenzowany Highborn z DE Swordem też robił swoje.
Oki, straciliśmy 33% figurek, mamy 4 shardy z 5, wycofujemy się. Chwila, CHWILA!!! Dlaczego na wszystkich shardach stoją figurki Eweliny??? A dlaczego z poległych figurek jej jest jedna, moich 6??? Będę musiał chyba przemyśleć strategię...
Na szczęście Ewelina doceniła mój wkład w grę i wspaniałomyślnie ofiarowała mi 2 shardy. Po eksploracji zdobyłem jeszcze 2, ale mój Fellblade poszedł do piachu.
Gra, mimo krótkiego opisu trwała dosyć długo, więc uznaliśmy, iż zbierzemy się wcześniej, by jutro zjawić się z nowymi siłami na Turnieju Par.
NiedzielaW okolicach 10:00 już byliśmy. Oczywiście większość moich figurek w rozsypce (jak zwykle), będziemy siedzieć, sklejać i malować. Ewelina zgłasza swoją armię do konkursu malarskiego, ja doprowadzam swoje figurki do stanu (jako takiej) używalności. Przychodzi Smaug (HE - jak mawia Ewelina: "śmierdziuchy"), będziemy grali sparring na 1K punktów.
Tutaj mogę nareszcie przedstawić skład naszej armii. Jest prosta jak konstrukcja cepa. 50 modeli w sumie:
Vampire CountsDire Wolves, Ghoule - minimalne cory
7 x Black Knights + Nekromanta (musi być generałem na 1K punktów
) + banner: 5+ ward przeciwko strzelaniu
6 x Black Knights + Wight Lord (BSB) + Wight Lord (Pojedynkowiec) - oddział masakra: banner, że wighty trafiają na 3+, sword of kings (killing blow na 5+), waliling helm (terror)
Dark Elves2 x Dark Riders z kuszami i muzykiem
8 x Cold One Knights (Banner of Murder) + Noble (BSB: Hydra Banner) + Noble (Enchanted Shield, Mystic Shield of Light; save 0+, ward 5+) - 700 punktów w jednym oddziale!!!
Wracamy do sparringu. Smaug wystawił dwa oddziały Silver Helms, dwa rydwany i dwa bolce. Taaa... jedziemy. Ja zaczynam, Dark Riderzy do przodu, strzelają w obydwa bolce. Pierwszy oddział zdejmuje całą załogę bolca (4 trafienia, wszystko w załogę!!!), drugi strzela na postrach. Jego rydwan spalił szarżę, więc go pociąłem Dark Riderami. Parę tur rzeźni i z "wysokich ciot" nie zostaje nic. Masakra. Pierwsza z czterech planowanych :P Szkoda, że jeszcze przed turniejem...
Losowanie par, pierwsza bitwa - o shit! Kaśka i Michał z Fabera! Pełni najgorszych obaw idziemy się rozstawiać i zaliczamy zgon widząc ich rozpiskę - HE + Dwarfs: 3 oddziały włóczników, 4 oddziały warriorsów, mag i dwarf thane z młotkiem rzucającym na 12". Same cory, 0 strzelania, prawie bez magii... Jak widać, nasi przeciwnicy potraktowali turniej jako zabawę :twisted: Cóż... Cold One Knights zjedli HE, po czym zaczęło się regularne dorzynanie "buraków". Wynik - Masakra dla nas (druga z czterech zaplanowanych). W tym miejscu muszę przeprosić Michała i Kaśkę - zapomniałem testów głupoty w pierwszych turach gry. Nie było to zachowanie specjalne, ale i tak trochę niesmaku zostało po tej grze...
Po pierwszej bitwie jesteśmy w okolicach 8-9 miejsca. Nasi kolejni przeciwnicy: Kanadian i Kerim - DE + O&G.
Taaaa... ich rozpiska jest bardziej "turniejowa" - oddział 18 Savage Orcs na dzikach + 2 Goblin Hero na wilkach potrafi przykuć uwagę na dłużej. Zaczynamy, Wighty lecą przodem, shit! Cold One Knights nie zmieszczą się obok nich w przesmyku... Trudno! Orki wpadają w oddział pojedynkowca. No i zaczyna się! Faza magii - 'Ere we go na Savage Orki, kolejny czar - 'Ere we go na Savage Orki (Double ditto coś tam). Taaa... Walka, Savage orki tłuką, Combat Resolution zabija wighty. No to ja sobie przyszarżuję. Rzucam stupidity, NIE WYSZŁO!!!! Ten rzut przesądził o całej grze i o całym naszym wyniku w turnieju. Zabrakło mi cala do szarży, a wtedy bym te orki zjadł. Skąd ta pewność? Po dwóch 'Ere we go, po szarży z tyłu Dark Riders, z S3 zamiast S5 przegrałem walkę tylko o 1! Oczywiście break nie zdany... Masakra w plecy (3 z czterech, bo w sumie nie umówiliśmy się, że to
my mamy dać te masakry...)
PoniedziałekLądujemy na stole nr 10, Kanadian i Kerim po dwóch masakrach na pierwszym miejscu. Nasi kolejni przeciwnicy - WE + Dwarfs. Wszyscy wiemy, że od tej bitwy zależy wszystko - kto przegra, nie ma szans na wysokie miejsce w turnieju (obydwie pary mają jedną masakrę do przodu i jedną w plecy). Przejrzenie rozpisek, nie mają nic ciekawego - jedno działo, warriorsi, thunderersi, sztandar armii zwiększający CR i dający immune to psychology, WE - treeman, 2 oddziały łuczników, scouts, 2 oddziały wardancerów, mag i bohater na koniu.
Zaczyna się dobrze - rozstawiamy się tak, że skauci nie mogą być wystawieni u nas, Ewelina losuje "popychaczkę", zaczynamy. Wszystko do przodu, Ewelina rzuca 10 na popychaczkę, 4 kostki dispela, 2 jedynki, popychaczka wchodzi, wilki wpadają w działo. Im już dziękujemy.
Jedyny ciekawszy moment bitwy to łączona walka: wilki i część wightów na działo, reszta wightów i COKs na buraki, treemana i wardancerów. Oprócz tego ghoule walczą z drugimi wardancerami. Nasza kawaleria pogoniła treemana, wardancerów, a turę później buraki, z rozpędu wpadła na runesmitha - dostał 4 ataki bohatera, 3 ataki COKs i 4 cold one'ów(Hydra Banner!!!) i umarł cicho... Ghoule pogoniły wardancerów (14 ataków z trucizną na 5 wardancerów to trochę za dużo :twisted: ) Aha, w międzyczasie moi Dark Riders pogonili maga... Szkoda, że treeman zatrzymał się cal od krawędzi (ja bym się kłócił, ale cóż...) i ostatnie trzy tury rozegrały się w 30 sekund - w naszej turze wszystko, co zostało walczy z treemanem, nic mu nie robiąc praktycznie (sporadyczne woundy wysejwowane), w ich turze nic się nie rusza, strzelać nie mają do czego, więc przechodzą do walki wręcz. W końcu zaklepaliśmy leśnego dziada (szkoda, że Wight Lord Eweliny zdawał te armour save'y... gdyby potem rzuciła 2+ na Gem of Blood, treeman padłby szybciej, bo dwie ostatnie tury jechał na jednym woundzie). Wynik - remis, bo zajęli nam ćwiartki.
Ostatnia bitwa - mali Szyndlerowie!!! AAAAAAAAAARGH!!!! Widzieliśmy, wcześniej jak oni grają i błagaliśmy los, żebyśmy nie musieli się z nimi mierzyć... (Dla tych, którzy nie wiedzą, kto to - mały hint: 11 lat to oni chyba w sumie mają, rozpiskę robił im tatuś, nie znają zasad, obrażają się, próbują kantować :twisted: ) Cóż... patrzymy na rozpiski - 2 oddziały Knightów imperialnych po 16 (!!!) + z HE: Oddział 16 Dragon Princes (!!!) + 2x5 Silver Helms. Spokojnie, tylko spokojnie, będzie dobrze... W końcu mają tylko 8 modeli więcej niż my. Co prawda jest to sama ciężka kawaleria, a u nas są ghoule, wilki i dark riderzy, ale trudno. Jak się okazało, nie było tak źle. Młodzi dali się wciągnąć w pułapkę i wjechali Silver Helmami w Dark Riderów (lepiej niż w ciężką kawalerię) i dostali z hate'a, tak, że zwiewali... Oddział Inner Circle wlazł w wighty pojedynkowców, wighty wytrzymały, Dark Riders wjechali z tyłu i pogonili rycerzy. Dragon Princes wyrżnęli oddział generała, a drugi oddział imperium związany z walką z Dark Riders (jakimś cudem wytrzymali!!) nie zdał paniki przy szarży z boku wilków!!! 16 rycerzy uciekło!!! Potem Cold One Knights wjechali w Dragon Princes, wytrzymali (była przegrana o 4 przez banner +D6 do CR
, ale rzuciłem 5 na Ld!!! Czemu nie wczoraj?????
) No a potem, cóż... wighty z tyłu, dark riders z boku, wilki z drugiego boku i było po zabawie. -7 do wyniku walki dla nich mimo +D6 z bannera. Mała uwaga dla tych, którzy będą grali z nimi w przyszłości - zamiast mówić "na 2+ twój rycerz żyje dalej" mówcie "na 1 umiera", wtedy rzucają prawie same 1 :twisted:
Tyle, że potem się obrażają i nie chcą grać...
Końcowy wynik bitwy - 3198 do 588!!! Zdobyliśmy
wszystkie możliwe punkty - 1998 za armię, 200 za generałów, 100 za pure of heart, 500 za 5 sztandarów i 400 za ćwiartki. MASAKRA!!! (wiem, nie ma się co szczycić, ale za kilka lat, jak oni będą wszystkich rozkładać, będę mógł się tym chełpić :twisted: )
4 masakry z planowanych czterech, tak więc w najbliższym czasie idziemy do kina na "The Ring"...
Końcowy wynik - 66 punktów: 50 za grę, 7 za test wiedzy i 9 za malowanie - tu muszę ponarzekać na sędziów - jedna "niepomalowana" figurka i już 0 punktów za malowanie armii. Ta jedna "niepomalowana" miała zielony, szary (z cieniowaniem!) i cielisty na twarzy; według sędziów za mało. Wkurzyłem się, wziąłem Red Gore'a i przy sędziach maznąłem grot włóczni. Nie uznali... Cóż... 66 punktów to też nieźle. Zajęliśmy w sumie 9 miejsce na 36. Całkiem dobrze, jak na nietestowaną armię. Teraz czekamy na turniej w Legionowie pod koniec kwietnia...