Jestem po lekturze "Czarnych Akt" i trzech tomów "Stulecia". Ogólne wrażenie mam takie, że dla Moore'a ważniejsza jest chyba zabawa w te przeróżne nawiązania niż jakość scenariusza.
Mam podobne odczucia. Przeczytałem Czarne Akta i podobnie jak Stulecie, nie jest to dla mnie komiks tak porywający jak dwa tomy z przygodami Ligi z końca XIX w. W rozbudowaniu swojego komiksowego uniwersum LND, Moore poszedł na całość, bez chodzenia na jakiekolwiek kompromisy - moim zdaniem trochę przeszarżował. Część rozgrywająca się w latach 50-ych jest najciekawsza w całym albumie, z zawartością tytułowych "Czarnych Akt" to już różnie, raz lepiej, raz gorzej, a psychodeliczny finał w czwartym wymiarze rozczarowuje - dlatego mimo że Czarne Akta są pełne ciekawych pomysłów i jak zwykle doskonale zilustrowane przez O'Neilla, to jest to komiks nierówny. Mógłby Moore w przyszłości stworzyć tom opisujący spotkanie Ligi z wspomnianym w Aktach, jej francuskimi odpowiednikami...