Trudno byłoby wskazać ten najgorszy komiks PRL-owski. Wtedy komiksów było jak na lekarstwo i praktycznie wszystko czytałem z wypiekami na twarzy, a jak ŚM w kiosku zabrakło to po jedną stronę komiksu do Warszawy się wyruszało 1,5 godziny w jedną stronę i kilkadziesiąt kiosków obchodziło, aż do skutku. Dziś wchodzi człowiek na allegro i w parę minut kupuje kilka świetnie wydanych komiksów - niby fajnie, ale to już nie ten klimat
Cholera, ja tam mam sentyment nawet do Domanów - uważam, że były nieźle narysowane (szczególnie te pierwsze dwie części wydane na ładnym papierze). Oprócz Świata Młodych i Relaxu był jeszcze magazyn ALFA - może ktoś pamięta?
Ostatnio przeczytałem Żbika (dodatek do SE) i faktycznie dzisiaj czyta się ten komiks fatalnie, a ogląda nie dużo lepiej - gdyby nie sentyment. Podobnie z seriami Podziemny Front czy Pilot Śmigłowca - dziś na pewno bym majtek nie moczył przy tych komiksach. Te wszystkie węgierskie Winnetou i inne... też marność, ale komuś kto pamięta tamte czasy i dorastał z tymi komiksami na pewno trudno jest znaleźć ten najgorszy tytuł "do rozstrzelania".
Moim zdaniem to co najgorsze w komiksie przyszło w latach 90-tych wraz TM-Semic. Na początku było ciekawie, inaczej... a później pojawiło się za dużo bezwartościowej sieczki, która na długie lata zniechęciła mnie do komiksów.