"Hobbit" narobił mi smaka, że ho-ho-ho...
Mam do tego filmu tylko jedną WIELKĄ obawę, mianowicie "Hobbit" był dla mnie zawsze książką w kompletnie innym tonie niż "Władca...” Ot, jest sobie Bilbo, mieszka w chatce i nikomu nie wadzi, a tu jednego dnia przyłazi jakiś dziad i trzynastu chłopa i go w karkołomną wyprawę do smoka wkręcają. Nic specjalnie mrocznego, melancholijnego, głębokiego czy (że tak to ujmę) pompatycznego, po prostu barwna, pełna przygód opowiastka prawdę mówiąc kierowana bardziej do młodszego odbiorcy .
Oglądając zwiastun odniosłem jednak silne wrażenie, że zamiast traktować „Hobbita” jako osobne dzieło które się dzieje w tym samym świecie (czyt. zrobić taki film, że jak ktoś nie widział „Władcy” to obejrzy film w ogóle nie czując, że ogląda część jakiejś serii) będą na siłę próbowali to wyeksponować go jako prequel „Władcy...” wrzucając trochę wątków by obie historie bardziej zahaczały o siebie, takie krzyczeniedo widza "Ej! Pamiętacie tamten wątek Władcy? Noto oto co się działo wcześniej!" (fakt, że w obsadzie jest Legolas potwierdza moją obawę), a co za tym idzie będą się starali by film był bliźniaczy w tonie „Władcy” Jacksona i dramatyczniejszy, co moim zdaniem mija się z duchem oryginału...
Nie wiem czy dobrze ująłem o co mi chodzi, ale co tam