Eckhart
- Mam mówić? – uśmiecham się lekko - A co mi tam, opowiem to i owo. Ostrzegam, że nie jest to jakaś szczególna historia… Wiecie panowie, spotkałem wielu ludzi na swoim szlaku. Kilku z nich byli to awanturnicy z prawdziwego zdarzenia. Dobrze czuli się wszędzie – w mieście, na prowincji, w lasach, w górach. To szczególny typ ludzi, jak zapewne wiecie. Czasem im zazdrościłem – wolni, do niczego nie przywiązani. Brakowało mi odwagi, żeby zdecydować się na ten krok i porzucić moje dotychczasowe życie. – na chwilę zawieszam głos uśmiechając się do wspomnień. - Wybrałem spokój rodzinnego domu, później wybrałem się do Nuln, na nauki. Chciałem być skrybą, nawiasem mówiąc – czyli tym, co w zasadzie teraz robię – uśmiecham się do Hadriena.
Co w Altdorfie robiłem? Kiedyś miałem sposobność tam przebywać, kilka razy zaledwie. Piękne miasto, nie powiem, ale za duże jak dla mnie… Gubię się w wielkich miastach, ale kto wie, może kwestia przyzwyczajenia. W każdym bądź razie wybrałem się tam z moim przyjacielem, Johanem. Też w Nuln ze mną studiował – chciał zajmować się kartografią. Nie wiem co się z nim teraz dzieje. Kiedy przyszła wojna zaciągnąłem się do wolnej kompanii. On stwierdził, że nie nadaje się do wojaczki i przyłączył się do uchodźców. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś go spotkam…
Walczyłem pod barwami prowincji, z której pochodzę, w torbie mam nawet glejt… - wyjmuję glejt na stół i pokazuję rozmówcom. – Nawet panowie nie wiecie, a może i wiecie jak przeróżna kompania się tam zbiera… Od żaków czy zwykłych chłopów, po największe szumowiny, jakie ziemia nosi! – popijam z kubka – Ale i tak wszyscy dzielnie stawali. Dopiero wtedy zakosztowałem, jak to mówił nasz dowódca „prawdziwego życia” i nie powiem, żeby mi się ono podobało… Nasza kompania brała udział w kilku bitwach, najczęściej jednak zajmowała się zwiadem. Właśnie podczas takiego zwiadu wpadliśmy w zasadzkę umarlaków…Bestie plugawe – nie chciały padać pod naszymi ciosami. Parły naprzód nic sobie nie robiąc ze strzał czy bełtów… Dookoła moi towarzysze padali jak muchy. – pociągam kolejny łyk - Byliby i mnie doszli, gdyby nie odsiecz… Mam nadzieję, że takiego koszmaru już nie będę musiał przeżywać…Potem wcielili nas do różnych kompanii – z tamtej została nas tylko garstka. Trzymali nas na tyłach, więc widzicie panowie – takie było moje wojowanie. – uśmiecham się gorzko.- Z drugiej strony mam więcej śmiałości – teraz podróżuję jak tamci awanturnicy i nie jest aż tak strasznie – lekko się rozpromieniam. – Chcę zobaczyć trochę świata, szkoda tylko, że tak późno, kiedy wszędzie zgliszcza. Ludzie wracają na swoje miejsca, pewno niedługo odbudują chałupy, wrócą do życia sprzed wojny, a później już nikt nie będzie o tym pamiętał. Nasze wnuki będą słyszeć legendy o wielkich bohaterach, a nikt nie będzie wiedział o zwykłych ludziach – takich jak ci tutaj – dyskretnie pokazuję kilku mieszczan siedzących na ławie obok, leniwie popijających piwo. Zapewne właśnie skończyli pracę. – Widzicie panowie, pewnie każdy z nich ma do opowiedzenia jakąś ciekawą historię, ale cóż warta historia, której nikt nie będzie później pamiętał?Nawet nie zauważyłem kiedy skończyło mi się wino.
- Ehh, rozgadałem się panowie. – wymownie spoglądam na pusty kubek i uśmiecham się. – Jak widzicie, dobrze, że choć wino działa jak przed wojną! Nie pogardzicie kolejeczką? Na mój koszt – zachęcająco kiwam głową.