Jestem w połowie "Synów imperium"...
Już poprzedni tom był słabiutki i obiecywałem sobie skonczyć z serią, ale jakoś sie stęskniłem. Widze że nie bardzo było za czym. W pierwszych tomach można było narzekać na rysunki by taśmowa produkcja, teraz i scenariusz zszedł na poziom masówki. "Vertigo" i znaczek tylko dla dorosłych, taa, to bardziej przewracanie oczami niż zawrót głowy. Dwadzieścia lat temu z okładem Claremont w "X-men", komiksach dla nastolatków, poważniej traktował czytelnika i ciekawiej kształtował interakcje między bohaterami niż teraz Willingham w Baśniach. No i Uliszewski kolejny raz udowodnił że brak mu wyczucia i językowej swobody - "średnip" jako skrót od "średniowieczny typ" - no tak, to przecież brzmi zupełnie naturalnie... Kiedyś tłumaczowi "Ronina" oberwało się za "niechłodno", ale przy "średnipie" to mały pikuś wśród niechłodnych neologizmów, hehe.
Na plus znów świetna okładka, no i za chwile gościnne numery znakomitego Mike'a Allreda i jego uroczej małżonki (oczywiście krótkie występy pozostałych rysowników też mile widzianą odmianą).
A, i jeszcze jedno - Lee Loughridge jest najsłabszym z dotychczasowych kolorystów, rysunki Buckinghama nigdy nie były może najwyższych lotów, ale też nigdy nie były tak mdłe i niemrawe jak teraz. Szkoda, zwłaszcza że Loughridge ma chody w Vertigo i psuje przyjemnosć oglądania m.in. rysunków McManusa z "Cindirelli", odprysków "Baśni". No nic, wracam do lektury, już gorzej być nie powinno