Dziesiąty tom Baśni trzyma wysoki poziom dziewiątego. Dlatego powinni żałować ci, co rezygnowali z serii po dwóch ewidentnie słabszych tomikach 7 i 8. Jest to najgrubszy z wydanych do tej pory albumów, a czytało mi się go tak dobrze, że wchłonąłem go na raz w środku nocy. Więcej nie napiszę, bo mogę zepsuć radość, ale trzeba przyznać, że nie spodziewałem się (tak jak pewnie wszyscy), że akurat ta postać będzie tak ważna w całej intrydze. Plus 10 do zajebistości za Lancelota i Excalibur jako mega potężny artefakt. Takie bawienie się legendami, baśniami i mitami to ja lubię. Zero przynudzania. Teraz muszę jakoś dorwać 11. 12 już czeka na niego na półce.