Ha, miałem wątpliwą przyjemność słyszeć składankę "Emo Diaries" i wystąpiły na niej zespoły złożone z chłopców typu Brandon Walsh od czasów, kiedy chodził do colleage'u. Niektórzy pod emo podciągają nawet Blink 182.
Sam gatunek trudno zdefiniować. W obecnych czasach bardziej podciągnąłbym pod jakiś nurt, ale niekoniecznie gatunek (podobnie, jak nie można nazwać gatunkiem chilloutu, pod który podchodzi łagodna elektronika, nu lub smooth jazz). Zatem, żebym mógł powiedzieć, że jakiś zespół gra emo, to jego muzyka musi mnie wprowadzać w stan melancholii lub czgoś w tym rodzaju (podany przez papiesza Blue Raincoat, Hopesfall). Jeszcze z innej strony - nie wystarczy sam nastrój utworów, dany zespół musi obracać się jeszcze w jakimś gatunku muzycznym. Dlatego ludziska wysilają się na plakatach koncertowych pisząc o scremo, emo-core, emo-coś tam itd.