Jako odskocznię od mundialowych emocji, przeczytałem Elryka.
I cóż można rzecz?
Ta opowieść jest tak bardzo dark.
To my Melinbonianie. Jesteśmy tak bardzo dark.
Tak bardzo dark, że kąpiemy się w krwi dziewic.
Tak bardzo dark, że z nudów przyciskamy do siebie niewolnicę i robimy jej księcia z Dorne.
Tak bardzo dark, że na królową wybieramy sobie własną siostrę.
Tak bardzo dark, że pod rubinowym tronem w sali tronowej trwa nieskończona orgia.
To my Melinbonianie. Jesteśmy tak bardzo dark.
Miejscami to jest aż komiczne jak bardzo oni chcą być dark. Kiedy kuzyn władcy wypoczywa, to nie siedzi po prostu na jakiejś wielkiej kanapie. O nie, za fotel robią niewolnice.
Nie będzie żadnym spoilerem jeśli streszczę cały komiks, bo fabuły jest tam na maksymalnie 15 stron:
No więc jest sobie Mufaso-Simba i Skaza. Mufaso-Simba rządzi sporą ilością królestw zwaną Westeros i siedzi na rubinowym tronie. Skaza uważa, że lwy z lwiej skały są za mało dark, więc jak tylko nadarza się okazja, to w czasie bitwy zrzuca Mufaso-Simbę do kanionu pełnego antylop. Skaza ma więc rządzić tym jeszcze bardziej dark Westeros. Niestety ma za mało hien po swojej stronie, więc jak wielka ośmiornica ratuje Mufaso-Simbę i ten wyjawia, że Skaza chciał go zabić, to lud dark Westeros szybko pojmuje Skazę i zamyka go w lochach. Skaza wzywa demona, uwalnia się i teleportuje z tak bardzo dark krainy, przy okazji porywając Sarabi, królową dark Westeros. Wkurzony Mufaso-Simba uwalnia jeszcze fajniejszego demona i koniec pierwszej części.
Ten komiks ma ten sam problem co najnowszy Thorgal (Kah-Aniel), tak naprawdę tam nic się nie dzieje. Fajnie się czyta, ale po 48 stronach zostajemy z niczym. To jest to, co odróżnia znakomite 48-stronicowe albumy, od średnich. Jak się weźmie do ręki jakikolwiek tom Wież Bois-Maury, czy Thorgala z dawnych czasów, to zamykasz ostatnią stronę i masz poczucie, że przeczytałeś fajną, gęstą historię (nawet jeśli jest to tylko jedna część z czterech w Krainie Qa). A tu jest taka wydmuszka, jakbyś przeczytał jeden rozdział książki z kilku. Van Hamme by to rozpisał na maksymalnie 15 stron i dowalił kolejne 30 stron fabuły. A tu tylko pyk, pyk, zły kuzyn, pyk, pyk, wraca Elryk, jeden demon, drugi demon, koniec.
Przypuszczam, że cała historia 1-4 będzie fajna i pierwszy tom mocno zyska po przeczytaniu całości, ale nie jestem pewien czy ten przeciętny komiks jest wart 4 x 46 zł. Na razie uważam, że Elryk jest trochę lepszy od Krucjaty, klasę, albo dwie gorszy od Long John Silvera i 3 klasy gorszy od Wież Bois-Maury.
Najlepsze w tym komiksie są rysunki. Rubinowy tron wygląda super, Elryk wygląda super, statki solarne z Tajemniczych złotych miast wyglądają fajnie, moment kiedy Elryk pędzi odzyskać królestwo trzymany przez ośmiornicę wygląda cudownie, demon pod postacią chłopca na ostatniej stronie komiksu też fajny (gorzej z tym kiczowatym potworkiem, wezwanym przez jego kuzyna). To nie jest seria pierwszego wyboru, ale na pewno nie jest zła.