Wczoraj kupiłem obydwa albumy w Gdańskim Empiku. Świeże i pachnące. A skoro jestem pierwszy i mam okazję, pokuszę się o krótką recenzję.
W nowym Thorgalu mamy dwa przeplatające się wątki. Jolan z woli Manthora podejmuje podróż do Asgardu, gdzie wypełnia zleconą mu misję zdobycia pewnego "artefatku" oraz Thorgal podążający tropem porywaczy Aniela, którego nie wiedzieć kiedy zdążył już pokochać jak syna. Tyle tematem "Co w środku".
Niestety, po zgrabnych moim zdaniem albumach "Ja Jolan" i "Tarcza Thora", "Bitwa o Asgard" raczej mnie rozczarowała. Pod względem fabularnym oczywiście. Po dwóch równych, sensownych i w miarę logicznych albumach w których zawiązuje się akcja następuje jedno wielkie nieporozumienie. Niepotrzebne i wydumane. Cała bitwa pojawia się zupełnie z nikąd, jakby tylko po to aby zawleczona na miejsce armia pluszaków miała dwie strony dla siebie.
Van Hamme rozumiał, że aby czytelnik czuł respekt przed gniewem Thora czy Odyna, muszą oni pozostać jednak poza linią fabularną. Tym razem jest inaczej i efekt moim zdaniem - marny. Poza tym, reguły rządzące światem Asgardu różniły się wcześniej od reguł rządzących Midgardem. Nie dość, że się różniły, to jeszcze nie do końca były jasne i przez to tajemnicze. W najnowszym albumie okazuje się że cała ta plejada potężnych bogów to zgraja leśnych dziadków których wystarczy poklepać po ramieniu i powiedzieć, "...no ej". Zero napięcia, zero emocji. Rozwiązanie równie interesujące co obrady sejmu. Zresztą to nie jedyne szkody jakich narobił Sente zbyt mocno ingerując w świat Thorgala. I nie jestem tu jakimś purystą który nie może pogodzić się z tym że jego ulubiony scenarzysta porzucił serię. Sente po prostu źle opowiedział tę historię. Pokpił sprawę. Historia jest nieciekawa i nie wzbudza emocji.
Po "Królestwie pod piaskiem" zastanawiałem się już czy seria ma jeszcze rację bytu. Okazało się jednak, że parę ładnych historii udało się Thorgalowi wcisnąć. Tym razem obawiam się że pacjent może już tego nie wytrzymać. Szkoda, że historia nie podążyła nieco bardziej tropem Aniela, syna Kriss de Valor. To jest moim zdaniem miejsce na dobrą historię, niestety w "Bitwie o Asgard" poświęconej zostało jej zaledwie kilka kartek, zresztą ze szkodą dla obydwu wątków.
Jak zwykle plusem są rysunki Rosińskiego który nieco ratuje ten album. A żeby przekonać się jak dobrym jest grafikiem wystarczy zerknąć na album "Kriss de Valor" - którego recenzji podejmował się nie będę. Napiszę tylko że poziomem zarówno grafiki jak i historii przypomina popularne w sieci "Fan fiction". Szkoda wysiłku żeby wypisywać wszystkie elementy które są w tym komiksie złe. Wysilę się na tylko kilka a i to z czystej złośliwości. Przede wszystkim wtórny w stosunku do wszystkiego co zostało już w Thorgalu opowiedziane, a po drugie, boski sąd nad biedną Kriss i zmuszanie jej do opowiedzenia historii swojego dzieciństwa to najbardziej żałosna próba zawiązania akcji od czasów amerykańskiej wersji Godzilli. Zresztą cały album napisany jest tak na siłę. Polecam przejrzeć w empiku kilka plansz zanim zdecydujecie się na zakup. Moim zdaniem każda poboczna historia od głównej serii będzie gwoździem do trumny Thorgala.