Cieszę się z tej zmiany. Lepiej późno niż wcale. Zupełnie inną sprawą jest, że jakoś wśród współczesnych twórców frankofońskich nie dostrzegam scenarzysty, który chociaż częściowo byłby w stanie zbliżyć się do poziomu Van Hamme'a z jego lepszych okresów. To już nie te czasy gdy scenarzyści mieli w jednym palcu klasykę beletrystyki, a przy okazji wnikliwą wiedzę w kilku dziedzinach, którą swobodnie żonglowali. Tyle marudzenia. Mimo wszystko jest jakieś światełko w tunelu, bo po festiwalu żenady zgotowanym fanom serii przez Sente'a już raczej gorzej być nie mogło.