Nie wiem jaka jest definicja czytadła.
Poniżej masz definicję czytadła, częsciowo opartą na Twojej wypowiedzi:
Seria, której głównym elementem są wartości takie jak miłość, honor i rodzina, a bohaterm jest heros, który może być wzorem do naśladowania, bo nawet jak czasem zabłądzi, to szczerze żałuje. Seria, gdzie scenarzysta nie bawi się w wymyślanie niczego oryginalnego, ale żongluje gatunkami i w każdym z nich (romans - Klatka, superprodukcja - QA, horror - Alinoe, thriller - Wilczyca, sci-fi - Władca gór, fantasy - Strażniczka kluczy, baśń - Metal, który nie istniał, historyczny - Holmgang, dreszczowiec - Piętno wygnańców) radzi sobie znakomicie, łącząc to wszysko w całość, którą chcesz czytać i czytać, chociaż wiesz, że opowieść już dawno temu rozstała się z logiką, konsekwencją i prawdopodobieństwem. W końcu to nie życie, to coś do czytania, do bawienia się czytaniem, do wracania z przyjemnością do tej lektury jeszcze raz i jeszcze raz, dla pokrtzepienia serc czy też poprawy nastroju
Van Hamme w niektórych albumach prezentował coś więcej, niż tylko dobre (bardzo dobre) rzemiosło. Albo mówić innymi słowy - pomimo ciężaru konwencji potrafił pisać świetne, naprawdę poruszające historie, momentami nasycone prawdziwym tragizmem. Nie wiem czy genialne, ale przy takiej "Wilczycy" czy "Alinoe" dalej mam ciarki na plecach, a dynamika "Łuczników" wciąż poraża. Nie, nie są to komiksy wybitne, nie są to takie dzieła, bez których nie wyobrażam sobie współczesnej kultury komiksowej, ale jednak mają w sobie coś, co wyróżnia je spośród setek innych produkcyjniaków.
Przy rozmowie o czytadle nie brałem pod uwagę tego, co zrobił Rosiński, ale pracę scenarzysty, którego robotę opisałeś słowami, których ja bym użył do opisania tego, co nazywam czytadłem.
Inaczej mówiąc, oceniam "Thorgala" tak samo, jak Wy.
A jaki komiks w kategorii fantasy (ew. z domieszką SF) należałoby uznać za wybitny?
"Sandmana". "Towarzyszy zmierzchu" "Incala"