Przeczytałem dziś w nocy dwa najnowsze Thorgale i oba mi się podobały.Na początku drugi tom dyptyku o podróżach w czasie Kriss czyli Strażnik Sprawiedliwości. W końcu jakiś odcinek tej niegdyś wybitnej serii od czasu przygód w krainie Qa, który ma pomysł na obecność gwiezdnego ludu w tak zwanym uniwersum Thorgala. Poprzednie próby powrotu do tematu pochodzenia Thorgala i inne związane z tym elementy czyli np. wątki z Królestwa pod piaskiem czy balony z Qa pod Bagdadem były po prostu diablo głupie. Teraz wątek gwiezdnego więzienia i pewnego szaleńca, który je odnalazł jest bardzo udany. Może motyw areny aż za bardzo kopiuje pomysł z tomów o Łowcy z serii W poszukiwaniu ptaka czasu, ale czyta się to świetnie. A jeszcze lepiej ogląda, bowiem rysunki są znakomite. Przejęcie głównej serii przez Vignauxa to bardzo udany pomysł. Oby scenariusze co najmniej dorównały opowieści, którą dostaliśmy w dyptyku Góra czasu - Strażnik sprawiedliwości. Wtedy będzie dobrze. I niech już nie zatrudniają Surżenki, bo kiedyś wydawało się, że idzie ze swoim stylem w udanym kierunku, ale od jakiegoś czasu jego rysunki i okropne kolory wprawiają mnie w odruchy wymiotne i przyprawiają o zawroty głowy. Kupiłem np. kilka najnowszych tomów Louve i Młodzieńczych lat, ale co otwieram któryś z nich, żeby w końcu przeczytać, to muszę biec do łazienki, żeby zwymiotować (no dobra, przesadzam ). Vignaux to klasa, Rosiński wciąż daje radę (oprócz wielu ostatnich okładek - umówmy się, są najczęściej słabe), ale Surżenko wszedł na poziom grypa żołądkowa połączona ze zjedzeniem 50. gum balonowych Turbo. Muszę się zmusić i zabrać się w końcu za kilka najnowszych tomów Louve i Młodzieńczych lat.
Aniel też dobry. Moją ulubioną sceną z ostatniego Hobbita jest ta, podczas której Gandalf i Bilbo siedzą sobie po bitwie, wspominają dobre czasy i palą zioło. To znaczy jakieś ziele, policman nic im nie udowodni, oni stwierdzą, że to tytoń z południowej ćwiartki Shire. Ale wróćmy do tematu. To najgorszy film z serii, za dużo bitew, za dużo bluescreena, a za mało spokojnych momentów, smaczków i po prostu fajnych rzeczy. A to one nadają opowieści klimatu i ubogacają świat przedstawiony. Dlatego w dany świat wierzymy. Scena z Gandalfem i Bilbem jest miłym akcentem, powrotem do starego dobrego klimatu Władcy pierścieni, kiedy twórcy się starali, a nie używali bluescreena i tanich fajerwerków. I właśnie takie fajne elementy są siłą tego tomu Thorgala. Sceną otwierającą dzieło jest skacząca ryba miecznik, pewien mędrzec ze szczytu nosi maskę ochronną jak lekarze podczas panującej w Europie epidemii dżumy, a album zamyka Aaricia chcąca ogolić głównego bohatera, bo już nie chce oglądać "tego okropnego zarostu" na twarzy Thorgala. Takie drobne elementy i od razu świat wydaje się realny, a opowieść, która - jak twierdzi Neil Gaiman - jest najważniejsza, robi się klimatyczna. Poza tym nadal więcej niż przyzwoite malunki i kolory Rosińskiego. Fajny album, zawsze lubiłem ten specyficzny klimat fantasy w Błękitnej zarazie, dlatego ucieszył mnie powrót do tej krainy, ale trochę zabawnie jest, kiedy pod koniec albumu, na zaledwie paru kartkach wszyscy bohaterowie jeden po drugim wpadają do wioski wikingów i mówią "wróciłem!".
Swoiste zamknięcie Thorgala, może trochę mało subtelnie rozegrane. Wszystkie pionki znowu są na szachownicy, rodzina się połączyła, zyskała nowego ciekawego antagonistę, a kolejne partie rozegra bardzo dobry rysownik Frederic Vignaux. Grzegorz Rosiński kończy w dobrym stylu, ale niech ktoś ogarnięty trzyma teraz pieczę nad serią, a nie jego syn, bo mam wrażenie, że to on jest odpowiedzią na pytanie dlaczego w tak wielu momentach seria odeszła od założeń pierwowzoru Van Hamme'a i konkretnie wkurzała czytelników akcjami typu zawsze wierny Thorgal nagle puszcza się z pierwszą lepsza w namiocie, a silna księżniczka wikingów Aaricia chce popełnić samobójstwo. To uniwersum nadal ma potencjał, bo w końcu sam Thorgal twierdzi, że uwzięli się na niego bogowie, a więc przed nami jeszcze wiele przygód. Oby jak najciekawszych.
Ja wiem, że ten kotlet jest odgrzewany już piąty raz, scenarzyści korzystają ze znanych elementów typu kolejne podróże w czasie, kolejne wątki związane z ludem z gwiazd, powrót do świata fantasy z Błękitnej zarazy i czcigodnego mędrca ze szczytu, a kumpel Thorgala to taki trochę Drewniana Stopa, ale te dwa najnowsze odcinki przynajmniej nie są głupie, nie ma dziwnych zachowań bohaterów, balonów z Qa za przeproszeniem z dupy i Power Rangers Jolana. To są dobre albumy fantasy z dobrymi rysunkami i ciekawą fabułą. Przyjemne 7/10 dla obu albumów.