haha!
VARN to swoją drogą, bydlę niesamowite, jeny jak tam się łaziło na pejdż dałnie i patrzyło w sufit. Robiło wrażenie, a grafika przecież nie sprzyjała takim doznaniom.
Ale w VARN, chwała Bogu, nie było tych fruwających oczu - toż to przeciwnik który w tej grze najwięcej zdrowia mi napsuł, włosy z głowy sobie rwałem, szczególnie w tej jaskini (na planie lewa część), gdzie tego badziewia było zatrzęsienie.
Ech, jak miło się dzisiaj wspomina tamte chwile frustracji.