Aoi Hana - yuri na poważnie. Ładna kreska. Horie Yui - strike one. Póki co oglądamy.
Needless - może jakbym tak znowu miał tylko 10 lat na karku...
Taishou Yakyuu Musume - dziewczyny chcą grać w baseballa... a wszystko to w 1925 roku w nihonie, czyli wiadomo: herezja oraz ogólne zgorszenie :) Po pierwszym odcinku nie znalazłem w sobie siły aby się z tym anime definitywnie pożegnać
Sea Story - taka baśniowa historyjka z mieszkańcami podwodnego świata w roli głównej (nie mylić z małą syrenką). Kurcze naprawdę nie chciałem tego oglądać ale w sumie ładna kreska, słodkie toto i nawet momentami zabawne... a po za tym Horie Yui po raz drugi...
Canaan - no, wreszcie znowu coś co mogę z czystym sumieniem odpuścić. Bo jeśli pierwszy odcinek miał mnie zachęcić do oglądania to sorry... typowa wydmuszka z ładną animacją i grafiką, wiele oczekiwań a w środku przeraźliwa sztampa. Znowu jakaś para zabójczyń na horyzoncie, podejrzana uber organizacja w tle co pociąga za sznurki... już w połowie odcinka miałem dość, w przeciwieństwie oczywiście do
Umineko no Naku Koro ni - od samego początku czuć że to pisał ten sam gościu co Higurasza. Na prywatnej wyspie odbywa się zlot członków wpływowej i obrzydliwie bogatej rodziny Ushiromiya. Na pozór wszystko jest śliczne i piękne niczym tafla niezmąconej wody oceanu ale ponieważ dziadek, założyciel klanu, który do tej pory trzymał wszystko swoją ręką, coś tak jakby miał zamiar przenieść się na inny świat... buldogi spadkobierców zaczynają swój taniec pod dywanem :) Niecierpliwym przypominam że w Higu przez pierwsze dwa odcinki też "niby nic" się nie działo. Fajny opening i odmóżdżający ending, kawałek z pogranicza tych z Uteny, mlask. No i Horie Yui po raz trzeci, sold (uuuuuuu...) W każdym razie póki co zapowiada się seria sezonu i to bynajmniej nie tylko dlatego że konkurencji na horyzoncie nie widać.