W sumie ten sezon pełen jest takich dość przeciętnie-dobrych serii, Wyspa, więc chyba pozostaje jedynie samemu posprawdzać te pierwsze epki i zostać przy tym, co przykuje uwagę.
Engaged to the Unidentified (a.k.a. Mikakunin de Shinkoukei) - widziałem już dużo w swojej karierze animupochłaniacza, ale kjutność loli sister in law jest po prostu kryminalna. I do tego ten niesamowity głosik. A że cały animiec generalnie jest sympatyczny i przyjemnie zabawny więc jak dla mnie póki co seria sezonu.
Fajne animu. Ja co prawda od loli bardziej lubię rude siostry, ale z pewnością bez niej czegoś by tu brakowało (:
Mi z kolei w końcu udało się rozpocząć wszystkie serie, które rozpocząć chciałem.
Inari, Konkon, Koi Iroha. - szkolna komedia/romans z chaotycznie, choć ciekawie, wplecionymi elementami shintoizmu. Nasza główna bohaterka, pierdoła z przymusu, po kolejnej wielkiej wpadce swego życia postanawia się rozpłakać przed świątynią Inari. Los chce, że lisia bogini lituje się nad ciapą i spełnia jej życzenie. Efekt tego jest mizerny, ale koniec końców kobitki zdają się zaprzyjaźniać. Wątek niby-główny nieinteresujący, ale lisia bogini już jak najbardziej, więc myślę, że jeszcze trochę obejrzę. Wizualnie w porządku, nie ma się czego wstydzić.
Wake Up, Girls! Shichinin no Idol i
Wake Up, Girls! - gdzie to pierwsze, to 50-minutowy prequel do całej idolkowej serii. Mocną inspirację (może aż nadto) Idolm@sterem widać już od pierwszych minut. Kreska jest wyraźnie stylizowana, choć projektom postaci zdecydowanie brakuje charakteru. Postacie cierpią na syndrom tej samej twarzy, co w niektórych kadrach wyraźnie kłuje w oczy. Ponadto rysownicy miejscami równo dają pupy i ciężko zrzucić to na budżet, bo animacyjnie na ilość klatek narzekać nie można. Pojedyncze zbliżenia twarzy i ważniejsze sceny robią pozytywne wrażenie, ale zaraz gdzieś później pojawia się scena, w której anatomia twarzy danej postaci zaczyna cię wręcz pasjonować (musiałem zapauzować, by przyjrzeć się podniebieniu przykrytemu zębami).
Tym co mnie z kolei zaciekawiło okazały się być seiyuu, zamieszane w ten tytuł. Nie dość, że wszystkie są świeżymi debiutantkami, to jeszcze wszystkie mają to samo imię, co odgrywane przez nie bohaterki. Oczywiście dotarłem do tego w dość bolesny sposób. Jedna z aktorek głosowych wydała mi się wyraźnie kiepska i musiałem sprawdzić kim jest. Patrzę, a tu jakieś same młódki bez doświadczenia. (: Trochę mi to całą sprawę osłodziło, bo wybijające się seiyuu równocześnie z odgrywanymi przez nie postaciami to coś, czemu chciałoby się kibicować.
Fabularnie znowu gdzieś z tyłu odzywa się Idolm@ster. Czuć delikatnie większe nastawianie na realizm, zamiast przytłaczającego moe, jak w Love Live'ach i innych, ale to wciąż nie ten poziom, który zaserwowało A-1. Drama już w prequelu zdążyła mnie zdrażnić, podczas gdy w Idolm@sie, umiejętnie wprowadzona, rozczuliła mnie nie mniej niż mały mopsik, którego ostatnio widziałem u weterynarza i który był naprawdę uroczy i chciałbym takiego bardzo mieć.
No ale tamtejsza drama wywiązała się gdzieś pod koniec, a sama seria była leciutka jak piórko i wyjątkowo przyjemna do oglądania. Tutaj tego brakuje, a zaistniałe braki twórcy zdają się chcieć zapełnić pojawiającym się od święta fanserwisem.
Podsumowując - są wyraźne braki. Ale i tak jeszcze trochę obejrzę, bo mam ochotę na idolkowe anime, które nie jest do reszty zdurniałe. No i chcę zobaczyć jakieś wątki z Kayą, bo w sumie tylko ją ze wszystkich postaci polubiłem.