Problem pojawia się dopiero w momencie, kiedy owy głos gimbazy podzielają również Japończycy, decydujący swoim portfelem. Aku no Hana też miała unikalny i ciekawy styl, a scena demolowania klasy należała do jednej z najlepszych jakie widziałem, wliczając w to również klasyczną kinematografię. A i tak była finansową klapą, bo naszym skośnookim kolegom brakowało tam moe.
Inna sprawa, że cały japoński rynek anime to jedna wielka patologia, nastawiona na wąski target obsesyjnych otaku. Mangi i LN kosztują racjonalne pieniądze i często co ciekawsze wydania sprzedają się w milionach egzemplarzy. Mangi są częścią popkulturowej codzienności. Natomiast dopiero ostatnio do mnie w pełni dotarło, że koszta dvd i bd są skrajnie wywindowane do granic możliwości. Sety dvd i bd kosztujące, w przeliczeniu, po parędziesiąt dolarów. Co na całą serię przekłada się na ich paręset. Co w przeliczeniu na nasze, choć to oczywiście dość głupi zabieg , biorąc pod uwagę odmienną kondycję gospodarki - po dwa tysiące złotych (lub więcej) za jedno całe anime. I to dwunasto-odcinkowe. Sprzedanie paru tysięcy kompletów uznawane już jest za sukces serii.
Oczywiście anime często generuje przychody nie tylko ze swojej sprzedaży, ale i z promocji oryginalnego tytułu - mangi, gry, LN. Może też popularyzować dany gadżet, czy zabawki. Ale to w sumie wciąż smutny i hermetyczny rynek, który docelowo chce wyłudzić jak najwięcej od małej grupki specyficznego targetu.