Zero humoru, ani razu nie parsknąłem śmiechem, kilka razy najwyżej się uśmiechnąłem.
Cały film to parada brutalności, czułem się jakbym oglądał animowanego "Kevin sam w domu" (albo lepiej: Kojot i struś Pędziwiatr) - każda następna scena to była licytacja co większe spadnie na głowę Wiewiórowi albo Sidowi
Mnie to nie śmieszy...
Za dużo Wiewióra, o ile w pierwszej części jego perypetie były śmieszne, a podejście a'la "efekt motyla" i wywołanie wszelkiech klęsk przez jego chęć zdobycia orzeszka odkrywcze, o tyle tutaj jest to wtórne, za długie, nieodkrywcze, brutalne i w efekcie nudne. Oczywiście byli też tacy ludzie na sali którzy na sam widok, orzeszka (znaczy się teraz będzie scena z Wiewiórem w którym nie złapie orzeszka za to dostanie po głowie / utknie w lodzie / spadnie z wysoka) zanosili się rechotem
Problemy Mamuta może nie miałkie, ale z pewnością ciężkostrawnie i nudno podane, a mamucica udająca oposa jest po prostu żałosna...
Lepsza jest walka Tygrysa Diego z samym sobą i lękiem przed wodą... ale jest na bardzo dalekim planie
Jedyne co mi się podobało w filmie to dwie sceny godne "normalnego", aktorskiego filmu:
1) Maniek patrzący podejrzliwie na bryłę lodu, jak się odwraca to widzimy, że czają się tam okropne stwory - klasyka kina (oczywiście tutaj tylko nawiązanie i scena uproszczona, bo ani mamut nie ma podstawa żeby się patrzeć akurat na tą bryłę, ani te stwory nie są głównymi przeciwnikami naszych bohaterów (tzn. są równorzędnym dodatkiem, co np: perypetie na chwiejących się nad przepaścią lodowych blokach (debilna scena nawiasem mówiąc))
2) sen/jawa Sida - miodna oniryczność i przejście z marzenia sennego (pokłony, uwielbienie) do koszmaru (wrzucanie do lawy), szkoda, że później pokazano znowu te leniwce(?), tajemniczość poszła się bzykać...
Jednym słowem: nie warto!
Pierwsza część była autentycznie odkrywcza i śmieszna, chwytająca za serce i zmuszając do myślenia nad dylematami obowiązku, powinności, posłuszeństwa i przyjaźni... tutaj zero