Jak tak patrze na swoją półkę i widzę te 60 tomów, to zastanawiam się ile to jeszcze potrwa? Z tej wojny zrobiono cyrk, dziesiątki technik na wysoką skalę, a nikomu nic nie jest
Obito z nieudacznika nagle robi się najpotężniejszy wojownikiem, bez mrugnięcia okiem opanowuje niepoliczalną ilość czakry i wchłania 10-ogoniastego. I teraz przez kolejne 20 rozdziałów będziemy oglądać, to samo co przez poprzednich 50, tyle, że mamy jinjuriki w ludzkiej postaci. Właśnie tego się obawiałem, niby główny wątek drugiej serii, jednak autor wyczerpał juz chyba wszystkie najlepsze pomysły, a teraz zapycha nas jakimś gównem. Poprzednie wątki miały niezbędną równowagę, wszystko toczyło się płynnie i nie było tak przekoloryzowane. Być może, gdyby na głównym placu boju, nie było tego całego sojuszu, tych słabiutkich ninja, którzy nie potrafią sami nic zrobić, ani wymyślić byłoby lepiej. Zawsze broniłem tej mangi, jednak obecnie stała się tak nudna i przewidywalna jak papier toaletowy. A szkoda, wielka szkoda.