Powiem w ten sposób - N. N., według mnie patrzy pan na ten komiks szkiełkiem i okiem, nie rozumiejąc rzeczy takich jak np. motywacja kravena, sposobu w jaki ten komiks wpasowuje się w ogólne komiksy ze spider-manem, czy chociażby główna siła napędowa petera - miłość do mary jane, która pozwala mu się wydostać z grobu.
Zdając sobie sprawę z tego, że moi rozmówcy róznią się ode mnie wykształceniem, wiekiem, upodobaniami i oczekiwaniami wobec komiksu, staram się unikać jak ognia twierdzeń, że oni patrzą w sposób niewłaściwy i czegoś nie rozumieją. Inni natomiast uważają, że mają prawom twierdzić, że nie rozumiem i informują mnie, w jaki sposób patrzę. Tego rodzaju aroganckie stwierdzenia uważam za niegrzeczne, obraźliwe, irytujące.
Oczywiście, że rozumiem motywację Kravena, jest przecież łopatologicznie wyjaśniona w jego monologach.
Rozumiem, w jaki sposób ten komiks wpasowuje się ogólnie w komiksy ze Spider-Manem i pomiędzy komiksy amerykańskie w ogóle. Otóż na początku lat osiemdziesiątych znaczaco wzrosła popularność komiksów niezależnych, których twórcy adresowali swoje utwory do bardziej dojrzałego odbiorcy (dla mnie modelowy jest tu przykład komiksu "American Flagg!" Chaykina). DC zareagowało na to zatrudniając takich scenarzystów zza Atlantyku jak Alan Moore (a potem Delano, Morrison, Gaiman, Milligan). Marvel obudził się najpóźniej, a "Ostatnie łowy Kravena" są próbą dopasowania schematów z powodzeniem zastosowanych przez inne wydawnictwa do odnowienia i "upoważnienia" własnych bohaterów.
To własnie fakt, ze to miłość do Mary Jane pozwoliła Parkerowi wydostać się z grobu uważam za rozwiązanie szczególnie kiczowate i najczęściej wykorzystywane w głupkowatych utworach rozrywkowych tworzonych przez Amerykanów.
I dokładnie to napisałem wcześniej: łopatologia, schematyzm i kicz. Skąd wniosek, że czegoś nie zauważyłem.
Ostatnie łowy kravena to komiks bardzo dobry. Świetny graficznie, z genialną fabułą i dialogami.
Nie będę tego komentował. Inni już to zrobili.
Majstersztykowo wpisuje się też strumień świadomości (np. scena gdy kraven mierzy do spider-mana ze strzelby).
W scenie, w której Kraven mierzy do Spider-Mana ze strzelby mamy do czynienia ze zwykłym, bardzo uporządkowanym jako wypowiedź monologiem - tzw. monologiem scenicznym. Formalnie (według klasyfikacji Roberta Humphreya) jest to jedna z technik strumienia świadomości, stosowana w teatrze, gdy bohater stoi na stronie i mówi widowni, co myśli (np. najsłynniejszy monolog Hamleta należy do tej grupy). W XX wieku nazwę "strumień świadomości" stosujemy raczej do wypowiedzi mniej schematycznych i mniej łopatologicznych. Skrajnym przykładem jest tu monolog zasypiającej Molly Bloom z finału "Ulissesa", najbardziej efektywna jest technika soliloqium, stosowana przez Faulknera. DeMatteis nie jest ani Joyce'em, ani Faulknerem, ani nawet Szekspirem, ale o tym, że potrafi posługiwać się techniką strumienia świadomości (a nawet, że robi to brawurowo) przekonał mnie w "Brooklyn Dreams".
Pomijając nawet te rzeczy, z komiksu znacznie więcej niż przeciętny ekspert (he he) mogą wyciągnąć fani spider-mana, który rozumieją że jest to też kulminacja wszystkich poprzednich występów kravena w serii - finał jego obsesji i polowań które, kończąc się fiaskiem zostawiały coraz większą zadrę na dumnym przecież łowcy.
Kraven to dość niedorzeczna postać, strzelająca promieniami z sutków, zupełnie niepasująca do wielkomiejskiego charakteru opowieści o Spider-Manie, niepasująca też do czasów, w których ten komiks powstał. To chamska pożyczka z opowieści o Tarzanie. Nie rozumiem, czemu miałbym przejmować się jego losem. Dlaczego miałbym śledzić jego obsesje i polowania, skoro przez komiks o Spider-Manie przewinęły się dziesiątki postaci skrojonych wedle tego samego wzoru: dumni złoczyńcy, którym fakt pobicia przez Spider-Mana pozostawia zadrę na honorze, duszy i kostiumie. A setki takich postaci przewinęły sie przez inne komiksy o superbohaterach, przy czym w tych innych komiksach bohaterowie byli jednak skonstruowani lepiej (np. Jocker w "Batmanie").
Fan ma prawo wyciągnąć z komiksu dowolnie wiele. Może z niego wyciągnąć nawet to, czego w tym komiksie nie ma. Krytycy mają obowiązek mówić o tym, co jest i dlatego fani zwykle ich nie lubią.