Dariuszu Hallmann, OK, masz sproro racji, ale czy nie jest irytującym fakt, że wszyscy bohaterowie są, od początku do końca, tak cholernie bohaterscy?
Zamiast chodzących kryształów, wolałbym ludzi z krwi i kości. Na przykład dezerterującego kamikadze, amerykańca bombardującego cywilów, albo chociaż zawziętego Niemca, który z pogardą splunie na zwłoki pokonanego wroga. Dostajemy drużynę harcerzy, którym nie sposób nic zarzucić. Przez to historia traci na wiarygodności, bo, o ile wiem, wojna wyzwala w ludziach raczej najgorsze cechy, a nie najlepsze.
W ogóle w Ostatnim locie nie uświadczy się podłości, złości, najdrobniejszej nutki cynizmu. Można idealizować historie miłosne i inne, ale wojennych, które dodatkowo pretendują do bycia historycznymi, się chyba nie powinno. Ale mogę się mylić.