Ktoś kojarzy tą wspaniałą postać?
Większość ludzi, których pytam o Layne'a, odpowiada: "Ktooo?"
No to powiem "ktooo", bo jak widzę, legenda odchodzi w niepamięć.
Urodził się 22 sierpnia 1967 roku w Seattle. W wieku dwunastu lat zaczął grać na bębnach, grał w zespole z kolegami z ogólniaka. Chcial śpiewać, więc wymienił perkusję na pogłos i mikrofon. Po ukończeniu szkoły opuścił dom i w 1987 spotkał człowieka, u boku którego zrealizował marzenia o sukcesie - Jerry'ego Cantrella. Pierwszy koncert zagrali w 1987 roku.
Głos Staley'a brzmiał, jakby należał do 150-kilogramowego harleyowca. W rzeczywistości Layne był mały i chudy. Był niezwykle utalentowany i Alice in Chains nie wyobrażało sobie innego wokalisty. Niestety - w 2002 roku przegrał walkę z narkotykami. Jego śmierć nie była głośna. Zwłaszcza, gdy porównamy ją ze śmiercią Curta Cobaina, któego kult istnieje do dzisiaj.
Muzycy AiC bardzo ubolewają nad faktem, że śmierć Layne'a - tak wspaniałego człowieka i utalentowanego muzyka przeszła właściwie niezauwazona.
I większośc z Was nie ma o tym pojęcia, nie pamięta o nim. Aż mnie skręca, jak o tym myślę...