Oczywiście, idealnie by było, gdybyśmy przy okazji wydawania integrali poznali najpierw tomy tworzone samodzielnie przez Morrisa, ale dostęp do trzech pierwszych albumów napisanych przez Goscinny'ego to i tak niesamowita gratka.
Czytanie tego wydania zbiorczego sprawiło mi wielką radość. I od razu to powiem: zmniejszony format nie zmienił odbioru na gorsze, z kolei jakość papieru i jakość druku wzmogły pozytywne doznania. Cudnie!
Wszystkie trzy części reprezentują mniej więcej ten sam wysoki poziom, chociaż gdybym już miał je poustawiać na podium, to najbardziej spodobali mi się "Kuzyni Daltonów" (tutaj Goscinny wręcz kipi pomysłami), potem poszłyby "Szyny na prerii", a na końcu tom "Lucky Luke kontra Joss Jamon".
Rysunki Morrisa są fenomenalne. Precyzja, pomysłowość, nieschematyczność, gra kolorami, nawiązania do filmowych ujęć... Mistrz, chyba nawet większy od Uderzo...
I ten niezastąpiony Marek Puszczewicz... Co prawda już na pierwszej stronie jest byk ("...w Dead Ox Gulch, na
wschód od Chicago, oraz w Las Puertitas, na
zachód od San Francisco..."), ale nawet nie wiadomo, czy to błąd tłumacza, czy Goscinny'ego... W każdym razie czyta się te teksty w dymkach i w ramkach (i w kilku innych miejscach
) z ogromną przyjemnością.
I kto by pomyślał, że jako komiksowy osesek Lucky Luke tak wyglądał: