"Ho, ho, ho! Pum, pum! Pum, pum! Ach! Da! Da! Luksi Luksi!"
Przeczytałem album "Wielki książę" i jestem zachwycony. Już dawno nie czytałem tak wystrzałowego komiksu z Lucky Luke'iem.
"Obejrzyjmy teraz zabitych."
"Zabici! Na moją komendę podnieść rękę!"
Album jest naprawdę dowcipny, pełen błyskotliwych dialogów. Podczas lektury uśmiechałem się bez przerwy... chociaż nie, to nieprawda - przestawałem się uśmiechać, kiedy wybuchałem śmiechem.
"Musimy wyglądać na anonimowych kowbojów... Pan, pułkowniku, będzie Fredem, a wielki książę Bobem."
Goscinny bardzo udatnie zderza rosyjskiego ducha ("FIEDIA! WÓDKI!") ze światem Dzikiego Zachodu ("FREDIA! ŁYSKI!"). Oczywiście, ze zrozumiałych względów, ani na kadr opowieść nie przestaje być westernem.
"Chciałbym wam coś pokazać, chłopaki!"
"Pokaż nogi, przystojniaku!"
Naturalnie nie byłoby tak przedniej zabawy bez rysunków Morrisa. Wywołują swoiste humorystyczne napięcie, które winduje prześmiewczy scenariusz w okolice geniuszu.
"Bob zauważa, że jak na ruchliwe miasto, atmosfera panuje tu nieżywa..."
Marek Puszczewicz dokonał znakomitego przekładu, radząc sobie również z nietypową angielszczyzną adiutanta Bulenkowa, która na dodatek przedstawiona została przecież w wersji francuskiej.
"O! Dżompa Dżompa!"
"O! Durny, durny!"
Jolly Jumper tradycyjnie pyskuje z klasą. Nie brakuje też jego sarkastycznych uwag ani głęboko refleksyjnych rozmów z innymi końmi.
P.S. Podczas lektury proponuję nie rozstawać się ze słownikiem wyrazów obcych, bo inaczej może Was zaskoczyć jakiś mużyk z kalumetem pilnujący furażu jako ariergarda...