Teraz pewnie zgrzeszę - cóż, uczciwość bywa grzechem:). "Hard time" mnie rozczarował. Po pierwsze - chyba za bardzo nastawiłem się na tę pozycję po tutejszych peanach. Cóż, historyjka zgrabna, ale jakby nie tego się spodziewałem, nie na początek, nie po Constantinie. Jakieś za proste były te tricki, którymi radził sobie w więzieniu, zbyt banalne.
Po drugie - nie lubię Corbena, tych jego karykaturalnych kartoflanych głów. Fakt, wyglądają obleśnie jak na parchatych więźniów przystało, ale czasem zbyt śmiesznie, nieproporcjonalnie, napięcie spadało, kiedy patrzyłem na te wyłupiaste oczka i wielkie głowy.
Za to kolejny tom - "Good intentions" - prawie mi się śnił i cały dzień nie wychodził mi z głowy. Zaraz znów będę go czytał. To było to!