Pan profesor Giertych chcąc zaimponować swoją niezależnością zakwestionował teorię wyjaśniającą główny mechanizm matki natury. Można by to ująć jako zwykłe wyrażenie opinii, jakkolwiek nieprzemyślanej, ale opinii. Niestety wypowiedź padła z ust ministra edukacji, a więc osoby formalnie odpowiedzialnej za rozwój szkolnictwa w Polsce, to już poważna niekonsekwencja.
O ile osoby prywatne mogą sobie obalać wszystkie teorie i osiągnięcia naukowe, tak przedstawiciele władzy odpowiadają również za jakość i wizerunek nauki w kraju. Jest bardzo ciekawy artykuł o tym zagadnieniu w aktualnej "Polityce", polecam.
Czy prof. przed nazwiskiem nie zoobowiązuje już do myślenia nad swimi wypowiedziami?
Wydawać by się mogło, że uzyskanie tytułu profesorskiego jest jakimś wyznacznikiem ogłady naukowej, ale jak widać nie do końca.
Nasz wiceminister, Maciej Giertych jest profesorem zwyczajnym fizjologii drzew, genetyki populacyjnej drzew leśnych.
Na jakiej podstawie może być autorytetem w kwestii teorii ewolucji? A może sama jego dziedzina zawdzięcza nieco ów teorii?
Mówiąc jednak o samym kreacjonizmie i ewolucjonizmie trzeba pamiętać, że oba siebie nie wykluczają. Osobiście bym nie mieszał niepotrzebnych (supernaturalnych) czynników do nauk ścisłych ani humanistycznych o ile da się tego uniknąć, ale ewolucja, tak jak to nawet krk stwierdził może być narzędziem pracy Boga. Jak by to nie brzmiało, na tym polu między naukowcami i duchownymi rozejm.
Ergo:
Giertych\Giertych^2 oraz Orzechowski reprezentują swoje własne stanowisko, zupełnie oderwane od świata nauki, nie znajdujące oparcia w Kościele i zupełnie nieprzemyślane.