Może użyłem nieodpowiednich słów: zamiast "musiała", powinienem napisać, iż "powinna była zaistnieć"- moim zdaniem. Ale nie mieszajmy zasadniczych pojęć: nie tłumaczę powstania świata Bogiem w rozumieniu jakiejkolwiek religii (może poza buddyzmem- ale to nie religia, lecz filozofia właśnie); tłumaczę to INTENCJĄ, WOLĄ samej NATURY do "przybrania formy". A to, iż taką wolę rozumieć można szeroko, w tym podobnie jak opisują ją jedne z najstarszych pism "natchnionych" (czy to hinduizmu, islamu, judaizmu, czy chrześcijaństwa), jako wolę lub "tchnienie" boga- to może tym lepiej dla takiej właśnie "teorii".
Natomiast w tej sytuacji nie trzeba, nawet nie należy, tłumaczyć istnienia boga- bo bóg, w tej mojej "teorii", jest kompletnym zestawem danych (po BB manifestującym się jako funkcje falowe) [czyli fizyka], plus intencją tych danych do "wykonania zawartego w nich programu"- przy czym kod tego programu jest już zwarty w tych danych; brakuje jedynie woli samego programu do wykonania się- i to jest właśnie ta "iskra boża" [w ujęciu metafizycznym]. A tego już nie da się nijak wytłumaczyć- bo to jest ta pierwotna przyczyna "dokonania się" programu kosmosu, która dlatego jest tak metafizyczna, w cudzysłowie- boska, iż sama nie ma przyczyny; jest samoistną praprzyczyną. Ujmując to jeszcze inaczej, i może precyzyjniej: jest to immanentna cecha natury do zmieniania się, do przeobrażania co jakiś czas, do pojawiania się i zanikania.
A co do pojęcia czasu- pisałem już nieco o tym w innym wątku na tym forum. Dlatego ograniczę się teraz do przedstawienia hipotezy, że czas nie istnieje- ponieważ jest to jedynie abstrakcyjny konstrukt ludzkiego umysłu.