"Nikt mnie jeszcze nie przekonał, że komiks daje głębsze intelektualnie, psychologicznie etc. opisy świata niż powieść, choćby nawet nazywano go dla niepoznaki powieścią komiksową. Jeszcze nie! To sztuka uproszczona, świat pop kultury, ważny, zasługujący na poważne traktowanie, ale to jeszcze nie jest prawdziwa sztuka ani pod względem wizualnym ani werbalnym." (http://opinie.newsweek.pl/nagroda-nike-joanna-bator-newsweek-pl,artykuly,272022,1.html)
Przed laty (pod koniec XX wieku) byłem na piwie z pewnym profesorem, który w bardzo podobny sposób mówił o kinie: że nie jest to sztuka, że zaledwie cztery filmy na krzyż zasługują na to, by nazwać je dziełami sztuki, że to pop kultura. Obok niego siedziało dwoje jego uczniów, dla których film był naturalnym przedmiotem badań i zjawiskiem artystycznym, które można i trzeba opisywać. Dziś jedna z tych osób jest już profesorami, a druga zrezygnowała z kariery naukowej, choć wczesniej opublikowała dwie książki, w których pisała także o kinie.
Bugajski przypomina mi tego profesora, zafiksowanego na pewnych koncepcjach podziału świata na mądrych, którzy czytają i głupich, bo tylko oglądają. Na świat sztuki i kultury masowej. I świat krytyków, którzy z wyżyn swojego autorytetu moga pluć na tych, którzy stoja niżej.
Prawda jest taka, że tego świata już nie ma. Nie było go już pod koniec XX wieku. Podobnie jak już wtedy nie było tego czegoś, co nazywa on "prawdziwą sztuką". Jego wypowiedź to wyraz tęsknoty za dawnymi czasami, kiedy na wszystkim było napisane, czy to na poważnie, czy dla jaj. Poniekąd to wyraz rozpaczy, że świat stał się bardziej skomplikowany i niejednoznaczny niż on jest w stanie pojąć. Nie warto się złościć, na ten tekst. Spróbujcie zrozumieć tego człowieka i jego tęsknotę za czasami, gdy był piękny, młody i na bieżąco z wydarzeniami kulturalnymi.