Nie gotuję się, nie mam na to czasu. Po prostu chcę na serio podjeść do tematu. I może w końcu nauczysz się pisać tak, by nikogo nie obrazić (przypadkowo mam nadzieję) uogólnieniami, które potem trzeba by było prostować (jak to robisz w tym poście powyżej).
Zgadzam się, że trzeba poświęcić dziecku odpowiednią ilość czasu, ale kluczem tu jest to słowo "odpowiednią". W moim przypadku "odpowiednią" ilością czasu było to co mi rodzice poświęcili pracując. Szczerze mówiąc, jak któreś miało urlop to mnie po dłuższym czasie męczyło, więc w Twoim modelu rodziny męczyłbym się. Tak więc to powinna być odpowiednia ilość czasu, a nie do oporu, bo więcej wcale nie znaczy lepiej i chyba nie muszę tłumaczyć w tym przypadku dlaczego. Dużo zależy od sposobu wychowywania a nie tylko od ilości poświęconego czasu, jak sam zauważyłeś. Więc sam sobie dałeś odpowiedź, że dla dobrego wychowania stała obecność matki w domu jest zbędna.
Zostałem też przez moich rodziców wychowany w duchu pracy, że się tak wyrażę. Nawet jakbym wygrał w Totka szóstkę, bo bym z pracy nie zrezygnował. Moja mama też chciała pracować i nie w głowie było jej siedzenie w domu. Tak jak jest obecnie jest imo dobrze, każdy ma wybór, nikt nie jest do czegokolwiek zobligowany. Jak matka chce to może zostać z dzieckiem w domu i nie pracować, nikt ją do pracy nie zmusi. A jak chce pracować to będzie pracować, nikt ją nie zmusi do siedzenia w domu. Twoja matka miała wybór, skorzystała z niego jak chciała, była szczęśliwa z tego wyboru jak rozumiem. Tylko dlaczego chcesz to narzucić jako uniwersalne szczęście gdy np. moja mama by szczęśliwa nie była?
Rozumiem Twoje uznanie dla takiego modelu rodziny, ale nie rozumiem Twojego lobbowania za nim jako modelem uniwersalnym. Szczególnie na bazie modelu japońskiego z prawie że ubezwłasnowolnioną kobietą.