a wiecie, że mnie to też wkurza? tak jakby zakładali, że przez tydzień człowiek zapomni o tych emocjach, które pobudzili na końcu odcinak poprzedniego. Bohater/bohaterka mówi coś ważnego na koniec, jakieś takie "to juz koniec", "kocham cię" albo inne rewelacje, scena konczy się tym, że druga osoba patrzy zaskoczona czy zaszokowana, muzyka, koniec odcinka, a w następnym odcinku mamy zwykły everyday life, bohaterowie łażą, gadają, potem co najwyżej mamy flashbacka w głowie bohatera, który też nie pokazuje co było dalej. Niby co, dziewczyna rzuca "kocham cię", a potem spokojnie rozchodzą sie do domów, ona nie czeka na odpowiedź czy co? wkurza mnie to, że bohater potem przez pięć odcinków o tym myśli, rozważa, zastanawia się, jakby nie mógł tego załatwić na miejscu. Czasem mam wrażenie, że japońska młodzież nic nie potrafi zrobić ze swoimi uczuciami bez pół roku namysłu.
Dlatego takie serie jak Lovely Complex mi się podobają - dziewczyna wie, co czuje, chłopak tego nie czuje i jej to mówi - nie, zeby miał generalnie coś przeciwko niej, ale nie potrafi o niej myśleć inaczej jak o koleżance. Bach. Można? Można. Wbrew pozorom to nie jest końcówka długaśnej serii, tylko sam początek. najcudowniejsze jest ogladanie jak to uczucie się w nim rodzi, bo Riza jest uparta
Albo KareKano - boaterowie są ze sobą od pierwszych paru odcinków i nie trzeba dramatycznych scen na dachu o zachodzie słońca. Można? Można.
zdecydowanie wolę, jak odcinki są logiczną kontynuacją jeden po drugim, chyba, że zaburzona chronologia jest celowa.