Jacek Dukaj - Lód - Ocenić sprawiedliwie książkę jest niezwykle trudno, zwłaszcza jeśli porywamy się na giganta, jakim niewątpliwie jest najnowszy twór pisarza takiego jak Dukaj. Giganta - również w znaczeniu dosłownym, bowiem pierwszą rzeczą, jaka się rzuca w oczy to ponad tysiąc stronicowa objętość książki.
Zacznijmy zatem od strony technicznej: cena z okładki Lodu to niecałe 60 zł, ksiązka jest oprawiona w twardą okładkę, co nie dziwi, ponieważ przy grzbiecie grubości 6 cm. całość mogła by nie przetrwać pierwszego czytania. Oprawa graficzna okładki i wklejek to projekt znanego skądinąd Tomasza Bagińskiego, wygląda to estetycznie na swój minimalistyczny sposób - ot czerń, szron i dwugłowy, lodowy orzeł Cesarstwa Rosyjskiego. Wklejki to fotografie archiwalne z budowy Kolei Transsyberyjskiej i stara kartografia Syberii. Jak dla mnie - bomba.
Lód imponuje swoim ogromem objętości, ale przecież nie o wielkość fizyczną nam tutaj chodzi. Jacek Dukaj jest jednym z niewielu polskich i chyba światowych pisarzy fantastyki (jeszcze do tego wrócę), którzy nie boją się pisać na XIX-wieczną modłę, gdzie szczegółowe zobrazowanie wszystkich okoliczności, społecznych uwarunkowań, praw historii i przyrody po szczegółową analizę osobowości bohaterów stanowi priorytet.
Współcześni autorzy fantasy często biorą pod uwagę grupę odbiorców swojej książki - nie można pisać zbyt rozwlekle, niejasno ani poruszać wielu subtelnych problemów, bo książka się nie sprzeda.
Dukaj nie ma takich problemów, wygląda na to, że on dyktuje warunki i tendencja się utrzymuje vide Inne Pieśni i Perfekcyjna Niedoskonałość. Powieść - bo inaczej tej najnowszej książki nazwać nie można - zachwyca spójnością fabuły i pewnym szczególnym rodzajem narracji, który sprawia, że czytelnik wchodzi w skórę bohatera: widzi, słyszy, smakuje i czuje to co on. A jest co smakować, bo świat mroźnego stepu i tajgi po horyzont oraz skutego lodem miasta w sercu Syberii robi wrażenie.
Nie zdradzając zbyt wielu szczegółów fabuły mogę powiedzieć, że ów świat to alternatywna wersja historii w roku 1924, która nie zna I Wojny Światowej, Rewolucji Październikowej ani.. Polski. Cesarstwo Rosyjskie przetrwało społeczne perturbacje i istnieje nadal w zamrożonym stanie, od tajemniczego kataklizmu kilkanaście lat wcześniej, który sprowadził na imperium niekończącą się zimę. Co gorsza Zima sięga już po Warszawę, a wraz z nią wymrażają się Lute, niezbadane glacjalne istoty? Formacje? Bohater towarzyszący czytelnikowi od samego poczatku to Benedykt Gierosławski, warszawski studencina, matematyk którego poznajemy w iście kafkowskim stylu: dwaj smutni dżentelmeni budzą go w kamienicy i wręczają prikaz od carskiego urzędu.
Od tej chwili spokojna egzystecja Wieniedikta Filipowicza Jerosłaskiego (bo tak go Rosjanie nazywają) wywraca się do góry nogami, ma jechać na Syberię by znaleźć dawno zapomnianego ojca.
A Syberia to druga Polska, tysiące zesłańców rodu Lacha robi fortuny na eksploatacji bogactw krainy Lodu. Tam zresztą znajduje się zwrotnica historii, którą potęgi chcą pokierować. Przewijają się znane nazwiska, usłyszymy o Nikoli Tesli i jego czarnej fizyce, Piłsudskim, co wespół z Japończykami walczy w partyzantce...
Jednak największe wrażenie robi moim zdaniem skomplikowany mechanizm logiczny, jakim posługują się bohaterowie Lodu, to na swój sposób fascynujące słuchać jak na politykę wpływa filozofia, która to zależy od środowiska. Jak dyskutują inteligentni ludzie, erudyci. W pewnym momencie to już przechodzi w hiperbolę, bo jak wyjaśnić spójną filozofię w alkoholowych wynurzeniach typowego "bramkarza" i zbira, Szczekielnikowa? Autor przesadza tu już w obdarzaniu rozumem bohaterów, nie wszyscy myślą na takim poziomie, jak by chcieli.
Niemniej poznajemy prawdziwą mozajkę społeczną począwszy od polskiej plutokracji w Irkucku, przez elity elit w pierwszej klasie Kolei Transsyberyjskiej, aż po sam rynsztok i społeczny margines. Wielonarodowa Rosija też potrafi zaskoczyć, Dukaj zasięgnął na przykład do słownika tunguskich dialektów...
Doprawdy trudno powiedzieć coś ostatecznego o tej książce, szufladkowanie jest bezcelowe wobec dzieła, w którym doszukać się można tylu wątków, nawet bezpośredniego wpływu mechaniki kwantowej na historię albo jak miecz samurajski steruje wolą Mikołaja II Romanowa. Prożno szukać spójnego podsumowania i jednoznacznej oceny, pozostają impresje, odczucia. Wystarczyć musi, że książka nie pozostawia obojętną, raz zaczęta kusi by przeczytać jeszcze jeden rozdział, by uchylić rąbka tajemnicy przesunąć się jeszcze o godzinę w czasie i odkryć wieczną jednoprawdę. Dukaj niewątpliwie jest geniuszem, prawdziwym inżynierem dusz.