Skończylem podczytywane w autobusach i do obiadu wspomnienia niemieckiego (właściwie austryjackiego) żołnierza Josefa Allerbergera pt. "Snajper na froncie wschodnim", spisane przez Albrechta Wackera. Tytuł mówi sam za siebie, nasz bohater walczył na froncie rosyjskim w gorących latach 1944-45 w charakterze celowniczego ukm a potem kompanijnego strzelca wyborowego. Za to i swą przemyślność otrzymał przeróżne blaszki, krzyże (które potem natychmiast odpinał i posyłał najbliższą pocztą z dala od siebie: dlaczego? -patrz lektura) oraz konserwy mięsne, a przede wszystkim nagrodzony został możliwością powrotu do Heimatu i spisania memuarów. Książka jest bardzo interesująca z dwóch względów. Po pierwsze dla technicznych opisów postępowania strzelców po obu stronach (bynajmniej nie wygląda to tak wspaniale jak w przeróżnych "Wrogach u bram"). Po drugie, pomimo nieraz irytujących sloganów o "naturze drapieżnika" i "wypełnianiu obowiązku", w całokształcie ma wymowę pacyfistyczną. Bo nie sposób nie zastanowić się jak to się dzieje, że młody i dzieciakowaty z wyglądu stolarz z Tyrolu daje się wkręcić z satysfakcją w coś tak ohydnego jak wojna.
Oddać trzeba bohaterowi, że bez osłonek opisując postępowanie Rosjan, rzadko próbuje wybielać siebie i kamratów. Ogólnie, lekturę polecić można zainteresowanym technikaliami a także męskiej młodzieży podniecającej się filmowo-gierkowym wizerunkiem supersnajpera. Dla zastanowienia się, co takiego ekstra jest w strzelaniu z 200 metrów do żolnierza kucającego ze spuszczonymi spodniami podczas wiadomej czynności?
Zaintresowanych nabyciem ostrzec muszę, że warte tego jest tylko wydanie Egis Sp.zo.o. ( o dziwo knigę wypuściły w jednym czasie dwie oficyny) - łatwe do rozpoznania po okładce z sołdatem w kzyżu lunety - nieokrojone i bogato ilustrowane zdjęciami z epoki, zaopatrzone w interesujący obszerny polski wstęp. Jedyne co zgrzyta, to tłumaczenie, momentami toporne jak kolba mosina, choć być może zachowuje urok niemieckiego oryginału.