Snatch (Przekręt) (2000) - Może zanim mnie zlinczujecie słowa wyjaśnienia. To nie był zły film, to po prostu był średni film i umieszczając go tutaj chce zaznaczyć jak bardzo się zawiodłem.
Wcześniej obejrzałem Lock, Stock, identyczną (dopiero teraz jestem w stanie to stwierdzić) gangsterską komedyjkę, gdy skrytykowałem ją to znajomy mój odpowiedział: "to koniecznie spróbuj Snatcha, jest zajebisty". Chłopak rozsądny, byle gówna nie poleci to wiem, więc zasiadłem w niedługo potem do tego filmu. Stwierdziłem co następuje:
- nieciekawy
- potwornie drażniące aktorstwo Jasona Stathama i Stephena Grahama
- nudny (sic!)
- i nie wiem jak to ubrać słowami ale całość jest męcząca, klockowata i toporna
- bardzo nierówny klimat
Niby te zabawy konwencją są fajne, niby ciekawy montaż, niby pełno małych cieszących bajerów niestety nadal po oczach bije że pan Guy Ritchie cholernie chciał zrobić Pulp Fiction a wyszedł mu taki średni crap. Przywołując następny, identyczny, film (lock, stock...) i jego kolejne "dzieła" które już ciężko nazwać w ogóle kinem śmiało można powiedzieć że chłopaczyna to szmaciarz i g. wie o robieniu filmów a Snatch to debiutancki wypadek przy pracy na którego sukcesie jedzie autor wypuszczając już 4 obrazy.
Oczywiście Snatch ma dobre strony ,są bardzo zabawne momenty, jest całkiem niezły Pitt (ale nie taki "łojezu ale on wyku..ście gada jak cygan i ogólnie kozak po prostu" tylko zwyczajnie kawał dobrego aktorstwa) przykuwające uwagę sploty wypadków i multum tzw. "zajebicha akcji" które mozna sobie potem opowiadać ("i wiesz jak od wyciąga tego gnata i jest takie na wypasie zbliżenie, tak <czuf! czuf! czuf!> d e s e r t e a g l e 5 0. No zaaajebiścieee.. Super film, obejrzyj koniecznie").
Na nieszczęście na tych "fajnych akcjach" fajność samego filmu się kończy.
Oceniam 6/10 i to słabe sześć bo jak pomyślę jakie filmy mają dla mnie taką ocenkę to każdy jeden bije Snatcha na głowe.
Już możecie mnie ukrzyżować.
[edit]poprawiłem ortografie