Oj, dzieci, dzieci.
Synku, ujawnij swój wiek, to może pogadamy o dzieciach...
Już nigdy kino amerykańskie nie było takie same. Żaden film nie mógł odtąd się obejść bez trzech mendli trupów.
Opierasz się na własnym doświadczeniu z kinematografią amerykańską, czy twierdzenie to zaczerpnąłeś od jakiegoś znawcy? Znam wiele filmów - po "Życzeniu śmierci" - gdzie trup pada pojedynczo, a nawet wcale. Amerykańskich filmów...
"Życzenie śmierci" wywarło wpływ na wszystkie inne filmy, chociaż było głupie, płaskie i durne.
Zanadto uogólniasz. "Życzenie śmierci" nie wywarło wpływu na
wszystkie późniejsze filmy. Ze trzy mendle tytułów mogę wymienić, które z "Życzenia śmierci" nie mają nic.
Tak, jak trzeba przeczytać Dantego, Goethego czy innego Arystofanesa.
Nie przeczytałam żadnego. Pójdę do piekła?...
To dziedzictwo animowanej kultury.
Dobrze powiedziane: dziedzictwo. Po prostu kulturalne dobro. Ale nie źródło wszechrzeczy...
ale bez Kochanowskiego nie byłoby Norwida. Nie byłoby nikogo!
Nie on byłby pierwszy, to pierwszy byłby ktoś inny. Bzdurą jest twierdzić, że gdyby nie Kochanowski, to nikt nigdy nie napisałby wiersza po polsku. Bez Verne'a nie istniałoby science fiction? Bez Tolkiena nie byłoby elfów i krasnoludów w podobnej postaci? Co Ty jesteś, jasnowidz?...
Zawsze ktoś musi być pierwszy, żeby po nim byli kolejni. Nigdy to jednak nie znaczy, że gdyby tym pierwszym był ktoś inny, to by nie było tego, co zapoczątkował. Gdyby nie Galileusz odkrył, że Ziemia się kręci, odkryłby to ktoś inny i to pewnie w kilka lat później. Gdyby nie Eddison wynalazł żarówkę, to pewnie jakiś czas później zrobiłaby to inna osoba. To samo się tyczy bomby atomowej - w końcu nie jeden zespół nad nią pracował, tu więc mamy nawet coś w rodzaju dowodu.
NGE było, być może, prekursorem poruszania pewnych kwestii w anime. Nie było jednak pierwszym robotem o mecha (acz Evy i tak nie są mecha) czy o inwazji z kosmosu. Po prostu nieco zmieniło ujęcie, to wszystko. Twierdzić, że
cała późniejsza japońska animacja została zdominowana przez NGE, to jakby twierdzić, że nie istniałaby bez Disneya. I to drugie nawet IMHO jest bliższe prawdy...
Np. "faza" - abstrakcyjne halucynacje bohatera, ukazujące jego podświadomość. Wyobrażacie sobie anime bez tego?
Nie muszę sobie wyobrażać, widziałam całe mnóstwo anime bez 'tego'. Na szczęście jest takich sporo - inaczej bym chyba anime nie mogła w ogóle oglądać.
Albo np. Rei. Wyobrażacie sobie dzisiejsze anime bez albinotycznej autystycznej dziewczynki, snującej się po kadrach jak dusza czyśćcowa, skrywającej tajemnice tak mroczne, że włosy siwieją i dźwigającą na barkach odpowiedzialność za cały świat? Gdyby nie Rei, nie istniałaby choćby Rika z HnNKn.
Ale istniałaby Touru, Chidori, Chihiro. Lalaru być może wyglądałaby inaczej, jednak nie wątpię, że istniałaby również.
Miło np. wiedzieć, że Lilith to inkarnacja wielkiego wieloryba.
A, tak. Miło jest wiedzieć, że NGE w ogromnej większości inspirowane jest Biblią. Gdyby nie było Biblii, nie byłoby NGE. Ergo: NGE jest wtórne. I o całe wieki opóźnione...
Przez takie podejście fanatyków NGE to anime traci w moich oczach.
Ach, mierzi Cię, że NGE ma swoich fanatyków?
Ależ nie. Mierzi mnie wszystko, co ma fanatyków, jeśli ci fanatycy fanatycznie mi się pchają pod oczy. Gdybym kiedyś gdzieś usłyszała: "NGE ma swoich fanatyków", to bym się specjalnie nie przejęła. Wiele rzeczy ma swoich fanatyków, to nic nowego. Kiedy jednak owi fanatycy włażą z buciorami w moje życie, to mnie to irytuje. I, niestety, obrywa się przy tym również Bogu ducha winnym przedmiotom ich fanatyzmu...