Legend of the Galactic Heroes! Sądząc po wysokich notach na anidb spodziewałem się czegoś interesującego, w końcu to stare anime o walkach w kosmosie na wielką skalę. Cóż, niestety pierwszy odcinek wyleczył mnie z tego optymizmu, LotGH nie ma za grosz poszanowania dla praw fizyki, strategii i racjonalności. To chyba jakiś kanon w anime o wojnach w przestrzeni kosmicznej - wszędzie, ale to wszędzie widać promienie lasera w próżni, słychać wybuchy i odgłosy silników, okręty kosmiczne zaprojektowane są jak zwykłe, morskie okręty liniowe i taką prowadzą walkę. Co ciekawe dowódcy używają płaskich map taktycznych, choć można (a nawet trzeba!) operować w przestrzeni trójwymiarowej... Ręce załamać po prostu, ta "admiralicja" tak kombinuje z taktyką, a nie potrafi dostrzec, że w kosmosie wszystkie kierunki są WZGLĘDNE... Sztampowe są (czy też zapowiadają się) też względy fabularne: galaktyczne imperium feudalne (wyraźnie stylizowane na Cesarstwo Niemieckie) walczy z federacją wolnych republik. Obie floty oparte są o starych i konserwatywnych oficerów jednak rej wodzić zaczynają młodzi superhipergenialni dowódcy, taaa. A, bym zapomniał. Jest też dziewczyna! Póki we wszystkich scenach wystąpiła jako obrzydliwie czysta westalka gapiąca się tępym wzrokiem gdzieś w niebyt pośród ogrodów w stylu Franciszka Józefa, ale wietrzę, że odegra jeszcze kluczową rolę w fabule - tj. zakocha się w niej ten cwany oficer-geniusz z przeciwnej floty. Jestem pewien.